Legionowscy piesi dobrze wiedzą, że nawet po krótkich, ale intensywnych opadach deszczu ciężko pokonać miasto suchą stopą. Z kolei rwące ulicami potoki wielokrotnie komplikowały życie kierowcom. Inwestycyjne nowiny z ratusza wskazują jednak na to, że kolejnych potopów tubylcy obawiać się już nie powinni.
– Trwają dwie bardzo ważne dla mieszkańców, aczkolwiek niewidoczne gołym okiem inwestycje: remont i przebudowa przepompowni przy ulicy Sobieskiego oraz budowa zbiornika retencyjnego i kanałów tłocznych przy tzw. rowie jabłonowskim – informuje Tamara Mytkowska, rzecznik UM w Legionowie. Najwięcej dzieje się na terenie pompowni przy Sobieskiego. To zresztą kluczowy element miejskiej hydroinwestycji.
– Polega ona na remoncie budynku i kosztownej modernizacji całej technologii: będą wymieniane pompy, elementy rurociągu, silniki i instalacje – mówi Marek Prokurat, naczelnik Wydziału Inwestycji UM. O ile prace na Sobieskiego urzędnicy planowali od dawna, powodem głębszego sięgnięcia do kieszeni stały się ubiegłoroczne działania mieszkańców Jabłonny. Po zasypaniu przez nich biegnącego tamtędy rowu legionowscy włodarze dostali jasny sygnał, że czas przeciwdeszczowej samowolki bezpowrotnie minął. – Byliśmy zmuszeni zastosować prowizoryczną przepompownię, i natychmiast ją zamontować, że móc oprowadzać te wody do Wisły – przyznaje urzędnik. Modernizacja urządzeń znajdujących się przy rowie jabłonowskim znacznie cały proces usprawni. Nie wspominając już o zneutralizowaniu zagrożenia płynącego ze strony uzbrojonych w łopaty mieszkańców Jabłonny. – Została zamontowana podziemna przepompownia wód deszczowych, wykonano rurociągi, które odprowadzają z niej wody deszczowe do istniejących rurociągów w rejonie pompowni centralnej, przy ulicy Zwycięstwa. I tymi rurociągami woda jest bezpośrednio odprowadzana do Wisły – mówi Prokurat.
W ratuszu zapewniają, że teraz woda miastu nie zagrozi. Przynajmniej od momentu, kiedy cała podziemna i naziemna infrastruktura będzie już gotowa. – Planowany termin zakończenia prac to koniec tego roku. Całkowity koszt wyniesie około 4 mln złotych – podsumowuje Tamara Mytkowska. Jednego można być pewnym: ten wydatek ujdzie urzędnikom na sucho.