Nauka, jak powszechnie wiadomo nadwiślańskiej młodzieży, to potęgi klucz. Czy chodzi o potęgę w sensie kilogramowym, czy też taką matematyczną, ludowa ta mądrość nie precyzuje. Na chłopski rozum należy jednak skłaniać się ku wersji nr 2, ponieważ osobowość dużej wagi można – co zresztą wiele jednostek odczuło na rosnącej powierzchni własnej skóry – obstalować sobie w restauracjach specjalizujących się w serwowaniu kanapek. Ostatnio jest nawet promocja, więc (nie)jadalny symbol tej konsuMcyjnej potęgi jest do nabycia za jedyne dwa zyle. Czysty zysk! Jeszcze nigdy nikt nie sprzedawał tak tanio tego, czego zeżarcie może kosztować tak drogo. Pod warunkiem zachowania kluczowej dla każdej z diet regularności. Nie o cham-burgerach miało wszak być, lecz o nauce. A raczej o manowcach, na które wiodą nas oferowane przez szkoły i uczelnie kierunki kształcenia.
Taki na przykład ja, ciernistą drogę do pewnej miejscowej Miejscowej zaczynałem, pomijając dwie podstawówki, od liceum, sądząc z nazwy, ekonomicznego. Błąd był dubeltowy. Po pierwsze, u zarania rodzącego się polskiego kapitalizmu oferowana tam wiedza osadzona była jeszcze w realiach realnego socjalizmu, po drugie, dla mnie, zbuntowanego, długowłosego (no co, nie tylko artyście Smoleniowi nic w życiu nie wyszło tak dobrze jak włosy…) heavymetalowca, wybór tej placówki był równie trafiony, co posłanie pacyfisty do Akademii Obrony Narodowej. Ale nic to. Pokonałem tę podstępną, najeżoną liczbami hydrę i rzuciłem się w wir oferowanych przez school biznes rozrywek edukacyjnych. Ech, czegóż tam nie było! Dość powiedzieć, że wylądowałem nawet na kierunku tak nonsensownym jak dziennikarstwo. Gdybym wtedy wiedział, że żurnalistyczne gwiazdy postawiły swe nazwiska na fundamentach specjalności dalece odległych od później wykonywanej, pewnie też wybrałbym jakąś filo- albo zoologię. A tak musiałem wgryzać się w strukturę depeszy i uczyć tego, co w życiu absolutnie nieprzydatne – zwięzłego przekazywania myśli. Wystarczy posłuchać perorujących w telewizorze gadających łbów, aby przekonać się, że to w rozwlekłości siła. I pieniądze. Jaki stąd wniosek? Może i nauka to faktycznie klucz do potęgi, najpierw jednak trzeba wiedzieć, które drzwi chce się nim otworzyć. A z tym jest z reguły potężny kłopot.