Czwartkowej sesji rady powiatu z uwagą przysłuchiwali się dyrektorzy podlegających mu szkół. Oczywiście nieprzypadkowo. Tego dnia radni mieli usłyszeć informację o stanie realizacji zadań edukacyjnych za poprzedni rok. W ponad stustronicowym dokumencie znalazły się sprawozdania szkół i placówek oświatowych prowadzonych przez powiat, uzupełnione m.in. o wyniki matur i egzaminów z przygotowania zawodowego.
Zanim jednak radni zajęli się szkołami, utknęli na próbie zmiany porządku obrad. Opozycja usiłowała poszerzyć go o punkt dotyczący kontroli w powiatowym wydziale architektury. Po dość długiej wymianie argumentów wniosek PiS-u upadł. Zabrakło jednego głosu. Później nie zabrakło już za to głosów (każdego dyrektora z osobna) dotyczących blasków i cieni powiatowej edukacji.
Jej szef, Tomasz Lisowski, skupił się na analizie wyników egzaminów oraz rekrutacji do klas pierwszych. O ile 12 proc. uczniów przychodzi z innych powiatów, wielu tutejszych wciąż szuka swej szansy w stolicy. – Powodów jest wiele. Zawsze mówię, że sami sobie robimy krzywdę, organizując coraz lepszą komunikację z Warszawą. W tej chwili, przy tej liczbie pociągów, o wiele łatwiej jest do niej dotrzeć – uważa Janusz Kubicki, członek zarządu powiatu. Edukacyjna przewaga dużego miasta i dużych szkół bywa jednak iluzoryczna. – Wiadomo, że w szkole – molochu, która ma tysiąc dzieci, ciężej zająć się uczniem, będącym przecież w trudnym wieku dojrzewania. Łatwiej to zrobić w szkole liczącej trzysta dzieci. Tam, tak jak w Serocku czy niewielkiej szkole przy ul. Targowej, dyrektorzy znają wszystkich z imienia i nazwiska. To istotne. Dzięki ankietom, które robimy dla rodziców, okazuje się, że bardzo ważne jest dla nich bezpieczeństwo dzieci przebywających w szkole. Stawiają je na pierwszym miejscu, nawet przed wynikami w nauce – dodaje były wicestarosta. W tym względzie prowadzone przez powiat placówki także bronią się nie najgorzej. Przy dyskretnym, acz nietajonym wsparciu stołecznego kuratorium. – Róbcie wszystko, aby dzieci z waszego terenu i sąsiednich powiatów i gmin zostawały w waszym powiecie, dlatego, że jak będziecie atrakcyjni, to nie tylko zyskacie uczniów, ale i nauczycieli – powiedziała na forum rady Iwona Rek, dyr. Wydziału Zwiększania Szans Edukacyjnych Kuratorium Oświaty w Warszawie.
Dzięki elektronicznej rekrutacji urzędnicy posiedli informacje, których wcześniej nie mieli. Wiedzą na przykład, że o wyborze szkoły decyduje głównie to, co kandydaci znajdą na jej temat w internecie, później opinie rówieśników, a na końcu zdanie nauczycieli i rodziców. Co do edukacyjnych osiągnięć powiatowych uczniów, jest nieźle. W ubiegłym roku prawie 88 proc. spośród blisko 600 abiturientów otrzymało świadectwa dojrzałości. Ale dla samorządowców maturalne statystki to nie wszystko. – Patrzymy na efekt uzyskany w toku porównania egzaminu gimnazjalnego z maturalnym; co dziecko zdobyło, co uzyskało – nie tylko w kwestii wiedzy, ale i jakichś dodatkowych czynników. To też jesteśmy w stanie sprawdzić. I nasze szkoły nie wyglądają pod tym względem najgorzej. Oczywiście chcielibyśmy, żeby było lepiej, i będziemy do tego dążyć – zapowiada Kubicki. Najtrudniej jest, jak zwykle, z finansami. Oświatowej subwencji starcza w zasadzie tylko na wynagrodzenia dla nauczycieli. Pieniędzy na remonty i modernizacje szkół powiat musi szukać sam. I znajduje, przeznaczając rocznie na ten cel około dwóch milionów złotych.