Mógłby znaleźć się w Museum of Modern Art, jako eksponat praktyki, ergonomii i piękna. Od wielu lat tak jak protoplasta od 1959r zachwyca i zdumiewa. Ten najszybszy, o sportowym zacięciu Mini Cooper S w dodatku jeździ wspaniale, jak rzadko które auto. Niemal jak gokart!
Świetny silnik ze świetna skrzynią biegów, mechaniczną 6-biegową. Jest szybszy od większości większych samochodów na drodze. Twardo zawieszony, mamy wrażenie, że skacze na nierównościach, lecz nawet na nierównej drodze prowadzi się doskonale. Trzymanie się drogi na równym jak w gokarcie, tylko tramwaj, gdy nie wypadnie z szyn może lepiej. Przy dużych prędkościach również jedzie jak po sznurku. Duże koła 17 calowe nie pomagają w podjeżdżaniu pod krawężniki. Przyspieszenie doskonałe na wszystkich biegach. Na przednich fotelach przestrzeni moc, z tyłu mniej. Bagażnik wystarczy na weekendowe zakupy. Wnętrze klasycznie eleganckie z subtelnym, wielokolorowym podświetleniem. To nie list pochwalny, lecz lista niezaprzeczalnych faktów dotyczących każdego Mini, a wersji Cooper S w szczególności.
Nie ma chyba drugiego auta wykonanego z taką dbałością o szczegóły. Do tego stopnia, iż niektórym Mini może wydać się kiczowaty. Dwa kolory biały i niebieski, chromy na lusterkach. Plastiki wokół nadkoli i na progach, oraz smaczki w stylu dodatkowego wlotu powietrza do filtra na masce, oraz intrygujący, sportowy korek wlewu paliwa. Ale wręcz przeciwnie, temu pojazdowi nadmiar błyskotek nie szkodzi. Właśnie takie atrakcyjne, nie nudne powinny być samochody. Przecież wszystko winno być dla ludzi. Mini z równym wdziękiem uwodzi kobiety co mężczyzn. Całość prezentuje się równie ładnie, co oryginalnie.
Pilot do otwierania auta jest gadżetem, który ładnie się prezentuje i trzeba włożyć go w deskę rozdzielczą, by uruchomić auto przyciskiem obok. Zajmujemy miejsce za kierownicą i od razu mamy skojarzenia z kokpitem samolotu. Liczne przyciski w formie dźwigienek są bardzo praktyczne i równie gustowne. Zegar wielkości średniej Pizzy na środku deski rozdzielczej zawiera w środku duży telewizor z nawigacją. Za kierownicą jest natomiast mały obrotomierz. We wnętrzu jest sporo plastiku dobrej jakości. Wykonanie deski rozdzielczej, gałka skrzyni biegów, kierownica, obicie drzwi nie pozostawiają wątpliwości, iż auto należy do koncernu BMW. Miejsca na przednich fotelach pod dostatkiem nawet dla wielkoluda, bo siedzimy równie nisko, jak w gokarcie. Dość pokaźna regulacja fotela w dwóch płaszczyznach i równie duża kierownicy także w dwóch płaszczyznach. Z tyłu nie poszalejemy, miejsca mało.
Już zapalenie silnika zwiększa bicie serca. Ale brzmi, mimo tylko czterech cylindrów. 1,6 l 182 KM z doładowaniem to kilka KM więcej niż w pierwszej wersji. Ale elastyczność motoru jest wspaniała, te konie mechaniczne to istne dzikie rumaki, by nie powiedzieć mustangi. Ciągnie i warczy w całym zakresie obrotów, rozpędzając Coopera do setki w nieco ponad 7 sek. Przy tak gwałtownym przyspieszaniu i napędzie na przód auto nie myszkuje po drodze. Wow! Ale jazda. Sama przyjemność. W tym pomaga układ dynamicznej kontroli stabilności DSC.
Gdy pokochamy Mini odwzajemni się nam w dwójnasób. Nie poskąpi nam uczuć. Czy my jemu również, hm! Pewną przeszkodą może być cena ponad 100800 zł za auto w wersji dobrze wyposażonej. W dodatku taki kochanek, gdy używamy go bardzo żwawo jest zachłanny na paliwo, około 10 litrów na setkę, czyli jak każdy kochanek żwawo opróżnia nasz portfel. Przy delikatnym obchodzeniu się z nim zadowoli się 6,5 – 7 litrów. Ale za to jakie romantyczne uniesienia nam zaserwuje. Więc kochajmy się w Mini!