No i mam dylemat: kupować czy nie kupować? Świąteczne prezenty, oczywiście. Bo jeśli majaczenia Majów są choć trochę trafione, trzy dni przed Gwiazdką coś bombki strzeli i choinki nie będzie. Powiem więcej, na podobieństwo wyborczego credo kandydata Kononowicza, nie będzie niczego. A w tej sytuacji wszelkie sprawunki typu plazma, książka, rower, ba, nawet akcesoria do domowego baru, są kompletnie bez sensu. Co innego inwestycja w polskie, opatrzone banderolą, płynne złoto. Bo skoro już przyjdzie nam zmierzyć się z tak groźnym, acz wciąż świetnie zakonspirowanym wrogiem, walkę – wzorem wielu napędzanych siwuchą przodków – lepiej podjąć na rauszu. Wprawdzie szybkość i precyzja ruchów odrobinkę wtedy słabną, za to wojuje się z większym animuszem, a i ewentualne rany bolą jakby mniej. Poza tym, jeżeli mimo czarnych scenariuszy uda nam się jednak zasiąść przy wigilijnych stołach, masowe znieczulanie legalnym alkoholem ma w sobie ważny, przeliczalny na złotówki wymiar patriotyczny. O ile własna ślubna zbyt długimi przygotowaniami do Armageddonu zachwycona raczej nie będzie, Jack Rostowski wręcz przeciwnie.
W ostatni weekend, korzystając z uprzejmości przyjaciół i znajomych, przeprowadziłem nawet symulację schyłku ludzkich dziejów. Za pierwszym razem upadek człowieczeństwa przetrenowaliśmy przy pomocy wołającego o pomstę do niebios dania pod umowną nazwą whisky z colą. Panowie Daniels oraz Walker przewracali się pewnie w swych okazałych grobach. Wieczór później personifikacją naszej planety uczyniliśmy intrygującą twarz Mariusza Wacha, a szybkie pięści Kliczki robiły za niszczące ją asteroidy. Obserwując to kosmiczne starcie żywiołów, postanowiliśmy tym razem uśmierzać ból trunkiem przez Polaków i Ukraińców cenionym najwyżej. Czysta przyjemność! Istnieje wprawdzie niebezpieczeństwo, że zażywanie jej bez umiaru może spowodować przeoczenie głównej atrakcji ostatniego ziemskiego wieczoru, ale tak to już z treningami bywa: jeśli podchodzi się do nich serio, musi boleć. Generalnie rzecz biorąc, armaggedonowe manewry zgodnie uznaliśmy za udane. Jesteśmy gotowi! Również na informację, że wieszcząc wydarzenia z 21 grudnia, rozbawieni, zainspirowani żuciem swojej coca – koki Indianie, chcieli do nas tylko puścić oczko.