Jedno ze skojarzeń nasuwających się na dźwięk słowa „maraton”, to zmęczenie. Ale w przypadku sobotniego, piątego już legionowskiego Maratonu Piosenki taka myśl byłaby bezzasadna. Widok pełnych energii, bawiących się miłośników piosenki harcerskiej i turystycznej mówił wszystko. Czternaście zespołów i solistów, którzy na maraton ściągnęli z całej Polski, śpiewają, bo po prostu to lubią. I nie potrzebują do tego sceny.
– W tym roku odwiedziło nas kilka nowych zespołów, kilka zjawiło się też po raz kolejny. Skoro tak, to znaczy, że musiało im się tu podobać. A jak im się podobało, to znaczy, że jest dobrze – śmieje się Ula Czapska, współorganizatorka i uczestniczka Maratonu. Polubili Legionowo artyści, legionowianie zaś coraz chętniej to uczucie odwzajemniają.
– Ludzie, nie tylko artyści i ich znajomi, lecz także osoby z zewnątrz, przychodzą tutaj po to, żeby się zjednoczyć w tej piosence. To właśnie im się podoba – dodaje koleżanka ze festiwalowego sztabu, Dominika Książek. I nic dziwnego. W końcu chodzi o piosenki uwodzące słuchacza czymś znacznie atrakcyjniejszym niż dudniące basy. Jak każdą muzykę, również przesycone poezją dźwięki można grać lepiej lub gorzej. W Legionowie więcej było tych pierwszych. – Poziom jest bardzo wysoki. Miło zauważyć zainteresowanie młodzieży, które z roku na rok rośnie. Impreza ma coraz większy zasięg – uważa Tomasz „Bory” Borkowski, członek jury. A skoro już mowa o zasięgu, sięgających po gitary młodych ludzi wciąż, jego zdaniem, przybywa. Po części właśnie dzięki takim jak Maraton imprezom. – Fajnie, że wzięli do rąk gitary i grają z sercem. Spotykają się, uczą się piosenek, wychodzą na scenę. To takie krzewienie kultury, prawdziwe i autentyczne.
Takie też były festiwalowe nagrody. Ta najwyższa, w wysokości ufundowanych przez prezydenta Legionowa półtora tysiąca złotych, trafiła do Pawła Leszoskiego. Były też trofea nieco mniejszej wartości. Choćby podkreślająca błyskotliwość jurorów paczka melisy – nagroda specjalna za żywiołowy ruch sceniczny. Po części konkursowej wystąpiły, jak to zwykle bywa, gwiazdy. Całkiem niespodziewanie na ratuszowej scenie pojawił się i błyszczał legendarny Jerzy Filar. Gdyby ktoś nie kojarzył, ten od „Samby sikoreczki”. Po klasyku piosenki turystycznej zagrali ci, którzy na status klasyków od dziewięciu lat ciężko pracują. Występujący z sympatycznym czworonogiem zespół Cisza Jak Ta nagrał już pięć płyt i zupełnie nie przejmuje się tym, że jego utwory nie okupują list przebojów. – Jedni upatrują w tym minusów, my widzimy w tym plusy. Rzeczywiście, piosenka poetycka to nie jest szczególnie popularny typ muzyki, natomiast ludzie, którzy jej słuchają, to publiczność bardzo wierna, kochana i oddana. Mamy pełną świadomość, że jeżeli przychodzi na koncert – czasami kilkaset, czasami tylko kilkadziesiąt osób – to są to ludzie, którzy z całą pewnością chcą tam być – mówi wokalista Michał Łangowski. Według niego, dla piosenki poetyckiej wielkimi krokami idą lepsze czasy. – Internet otwiera w tej chwili zupełnie nowe kanały dla propagowania takiej muzyki. Jesteśmy w tej chwili niezależni od mediów mainstreamowych, bo jeżeli ktoś chce znaleźć nasz zespół lub podobne, bez problemu jest w stanie to zrobić.
Sobotnią imprezę zakończył tradycyjny, bardziej towarzyski niż oficjalny Nocny Maraton Piosenki. To od niego ponad 20 lat temu wszystko się w Legionowie zaczęło.