No i wygląda na to, że po 21 grudnia znamy już etymologię (posiadającego swe eksponowane miejsce szczególnie w krajowej polityce) słowa „majaczyć”. Zadbali o to Majowie, starożytni mieszkańcy półwyspu Jukatan, którzy swego czasu przytomnie założyli, że kalendarz to nie rządy PO, więc kiedyś musi się skończyć. Jaką oni sami przywiązywali do tej daty (u)wagę, trudno powiedzieć, gdyż informatyka była wtedy w powijakach i głównym – poza hieroglificznymi bazgrołami – nośnikiem wiadomości był nie twardy dysk, lecz twarde czerepy pierwszomajowych dygnitarzy. Pewne jest tylko to, że kilkadziesiąt lat temu ktoś owo prekolumbijskie kalendarium spopularyzował, dając nam, współczesnym, radochę z powodu oczekiwania na pierwsze w nowożytnej historii ogólnoświatowe wydarzenie, którego nie wezmą na warsztat ani media, ani w konsekwencji konsumenci karmieni przez żurnalistów tuczącym głupotę fast broodem. Ekscytujące doznanie. No, może tylko nie dla tych, co indiańskie przepowiednie potraktowali na tyle serio, że pozbyli się materialnego bagażu doczesności, na cywilizacyjnym finiszu czerpiąc z życia, ile się tylko dało. Oni faktycznie doznają czegoś na kształt swego prywatnego armagedonu. Wprawdzie nie w siedmiomiliardowym towarzystwie, ale jednak.
Na szczęście dla mieszkańców Legionowa i powiatu, w grudniowy koniec dziejów nie uwierzyli tutejsi włodarze i przygotowali projekty budżetów na rok, którego miało nie być. Budząca wątpliwość perspektywa ich realizacji najwyraźniej nie wpłynęła na solidność owych dokumentów, gdyż nawet zasiadające w poszczególnych radach opozycyjne trójce, poza zwyczajowymi narzekaniami na skąpstwo władzy, tudzież jej oddalanie się od obywateli, ograniczyły się jedynie do tradycyjnego, solidarnego podniesienia łapek, gdy padło pytanie: „kto jest przeciw?” Jasne, finansowego szału, jak to się mówi, nie będzie. Choćby w kulturze, ogołoconej w mieście L. z jednej trzeciej dotychczasowych środków, co bez wątpienia przełoży się – o ile nie powściągną oni swych materialnych żądań – na liczbę zapraszanych do miasta tuzów rodzimej rozrywki. Z drugiej strony, pieniądze to nie wszystko i tylko w małym stopniu decydują one, czy sztukę się krzewi, czy też krzywi. Sztukę rządzenia również.