Tak blisko duszy stolicy Legionowo nie było chyba jeszcze nigdy. A już na pewno pierwszy raz sprawili to mieszkańcy podserockiej Skubianki. W sobotę zaprezentowali oni w ratuszu swe największe przedsięwzięcie artystyczne, spektakl „Warszawa da się lubić”.
– Ponieważ jestem zameldowana w Skubiance, kocham Skubiankę, ale przeprowadziłam się tam, tak jak inni moi przyjaciele, z Warszawy, postanowiliśmy ją trochę „podpromować” i jak gdyby przenieść na nasz teren – tłumaczy Joanna Folwarska ze Stowarzyszenia Miłośników Skubianki.
Za twórczą aktywnością kilkudziesięciu mieszkańców gminy Serock stoi właśnie ta działająca od półtora roku organizacja. I to aktywnością przez wielkie „A”. Dość powiedzieć, że w ciągu tego czasu jej członkowie przygotowali aż 16 przedstawień. – Zebrała się grupa zapaleńców, którzy już wcześniej robili coś wspólnie. Kiedyś, bodajże przy kolacji wigilijnej, stwierdziliśmy, że chcemy zrobić coś dla lokalnej społeczności, dla dzieci. Jest ich w Skubiance sporo, a brak tam domu kultury czy jakichś innych form, w których mogłyby się realizować – mówi Beata Bieniek z zarządu SMS. – Nie ma wśród nas żadnego artysty, który byłby profesjonalistą. Wszyscy jesteśmy amatorami – dodaje Joanna Folwarska. Ale na scenie widać i słychać było to jedynie chwilami. Słowno – muzyczny program,. wzbogacony o prezentacje multimedialne, od razu przeniósł widzów tam, gdzie powinien. Pomogły w tym stylowe stroje artystów oraz zgrabnie naśladowany sposób bycia i wyrażania się, określany często jako warszawski sznyt. Dzieje dwudziestowiecznej stolicy przedstawiono, ma się rozumieć, w pigułce. – Dziś zabierzemy państwa w miejsce wyjątkowe, do Warszawy przedwojennej, jej eleganckich kabaretów, ale i zabawnych zdarzeń codziennych, opisanych przez Stefana Wiecheckiego, poprzez mroczne lata wojenne, aż do entuzjazmu w odbudowywaniu miasta – zapowiedziała konferansjerka.
Troska o szczegóły sprawiła, że artyści ze Skubianki zadbali też o to, co działo się w kuluarach. A tam, oprócz słodkich przysmaków, królowali ściągnięty ze stolicy kataryniarz i jego kolorowy wspólnik, papuga imieniem Carlos. Kto jak kto, ale oni wiedzą, że Warszawa rzeczywiście da się lubić. Nawet jeżeli dawniej dała się lubić trochę bardziej. – Wydaje mi się, że ta przedwojenna była zupełnie inna, musiał być w niej inny klimat. Ale wiadomo, wszystko przemija. Wielu warszawiaków podczas drugiej wojny światowej zginęło, w związku z tym tych prawdziwych jest stosunkowo mało – żałuje Piotr Bot, jak sam siebie określa, najbardziej zakręcony człowiek w Polsce. Zostały po nich książki, filmy oraz fotografie. No i oczywiście piękne, odśpiewane w sobotę piosenki.
Jak można było dostrzec na ratuszowej scenie, miłośnicy Skubianki mają od lat kilku do kilkudziesięciu. Ci najmłodsi dzięki Stowarzyszeniu się rozwijają, ci starsi realizują swe artystyczne pasje. I o to właśnie od początku chodziło. – Łączymy pokolenia, łączymy ludzi z różnych środowisk i o różnych zainteresowaniach. Łączymy też osoby z różnych miejsc: są u nas ludzie z Warszawy, ale i z okolicznych wsi – mówi Beata Bieniek. Jak zatem widać, nie tylko stolica, lecz i mała Skubianka także da się lubić. A nawet więcej, bo jak twierdzą miejscowi, oni są w niej po prostu zakochani.