Wielu z nas tkwi w błędnym przeświadczeniu, że wolność słowa, dajmy na to ta medialna, wyraża się poprzez istnienie „Faktu” lub „Super Expresu”, czyli rodzime wzorce pyskujących w masie krajów pism, potrafiących za kilka srebrników sprzedać elementarną przyzwoitość. Bo skoro wydrukować można wszystko, łudzimy się, na pewno piszą w nich – czytelnika mając na względzie – o wszystkim. Niestety, logiczna ta konstatacja wiedzie polski lud na światopoglądowe manowce. I to przy biernej aprobacie i braku świadomości samych wodzonych. Czyli nas. To trochę tak, jakby wierzyć uśmiechniętym aktorom grającym np. w reklamach szybkożernych knajp imienia premiera Tuska, puszczając w niepamięć doniesienia o ich zagonionych pracownikach, kalekich brojlerach czy zdrowej wołowince odkrajanej z chorych, zapychanych kukurydzą krów. Produkt, jaki jest, niby widzimy. Dlaczego powstał, na czyje zamówienie, kto na nim zarabia – nie mamy pojęcia. Wiemy to, co wiedzieć nam pozwolono. Pragniesz czegoś więcej? Okej, ale to kosztuje: głównie sporo wysiłku, a przecież żyjemy w czasach, w których po robocie już nie za zbytnio chce nam się chcieć.
Legionowski Klub Obywateli to, jak dawniej mawiano, oddolna inicjatywa mająca na celu obronę czegoś, co gwarantuje nam (choć z pewnymi ograniczeniami) sama konstytucja – wolności słowa. W wydaniu legionowskim rozumianej jako głoszenie treści niepopularnych, czasem wręcz mniej lub bardziej jawnie zakazanych. W domyśle – prawdy. Sądząc po liczbie chętnych do jej poznawania, tego właśnie wielu ludziom było trzeba. Dla pomysłodawców szacun za determinację, dla odbiorców czapki z głów za ciekawość tego, co zakryte przez ogłupiający, medialny szum. Fajnie, tylko po co ta wojenna retoryka? – ktoś zapyta. I złośliwie doda, że wystarczy nazwać jakieś ciało komitetem obrony wolnego emitowania gazów, aby zasugerować komuś myśl, że są ludzie lub instytucje ścigające obywateli za puszczanie bąków. Gdy tymczasem swobodę mają oni w tej kwestii ograniczoną jedynie poczuciem przyzwoitości.
Co się tyczy prawdy, jej także, przynajmniej według dowcipowego górala, są co najmniej trzy rodzaje. A to o jakieś dwa za dużo. Dlatego czasem nawet oczywista oczywistość jest nią tylko z pozoru. Naprawdę.