Można pana Wałęsę lubić, można chcieć go ubić, ale jedno trzeba przyznać: żaden z niego cienki „Bolek”. Kwestia zasadności brania tej ksywki w cudzysłów jest (i pewnie pozostanie) przedmiotem sporu historyków. Nikt natomiast nie odmówi mu zdolności do ubierania poglądów w unikalne kreacje semantyczne, tudzież tupetu i bezkompromisowości w ich głoszeniu. Nawet jeśli dla jednych to lechowa wada, a dla innych zaleta. Kilka dni temu pierwszy stoczniowiec wśród prezydentów zelektryzował pół świata banalnym, zdawałoby się, stwierdzeniem, którego sens był z grubsza taki, że w demokracji rządzi większość, mniejszości słucha się zaś proporcjonalnie do jej rozmiaru. Nikt by pewnie tej oczywistej oczywistości nie zauważył, gdyby nie drobny szczegół: eksprezio mówił o mniejszościach seksualnych. No i się zaczęło, złamał wszak jedno z przykazań politycznej poprawności!
Ta skłonność do nienazywania rzeczy po imieniu narodziła się w latach 60. ubiegłego wieku, jako próba wyrugowania z języka i obyczajów wszelkich form nienawiści wobec innych. Ona to bowiem, zdaniem inicjatorów tego trendu, prowadzi do konfliktów i wojen, których niespełna dwie dekady po detronizacji Adolfa H. świat miał serdecznie dosyć. I tenże świat, głównie w osobach polityków i pismaków, to podchwycił. Czasem nawet aż za mocno. Właśnie dlatego, chcąc dziś użyć słów „Żyd”, „Murzyn” czy „pedał”, należy to wpierw gruntownie przemyśleć. Chyba że z etykietką antysemity, rasisty i zacofanego homofoba komuś, jego zdaniem, jest do twarzy. Miało być poważnie, ale bywa śmiesznie. Wedle filozofii PP nie wolno np. negować forsowanego przez feministki parytetowego poglądu, że fucha należy się za płeć, a nie kompetencje. Trzeba uważać, pokazując w reklamach chłopców przebranych w stroje superbohaterów, a dziewczynki za księżniczki, gdyż to dyskryminuje i utrwala „wiadomo jakie” stereotypy. Po łapach dostali autorzy książeczek o przygodach Tintina – rasa biała, w której widać murzynów niosących go w lektyce, zaś nasi kabareciarze medialne Limo nabili sobie papieskimi bąkami. Z kolei brytyjskie urzędasy chcą zakazać używania słowa „otyłość”, ponieważ osoba, która usłyszy taką diagnozę, może poczuć się urażona. No i co, czy to nie gruba przesada? Pardon, szczupła inaczej.