Co trzeba zrobić, aby zwykły spacer po Legionowie zmienić w niezwykłą przygodę? Czasem bardzo niewiele. Wystarczy, tak jak Grzegorz Romanik, regularnie korzystać z wind znajdujących się na głównym miejskim dworcu. Emocje gwarantowane.
– Po Wielkanocy zostały zdewastowane dwie windy. O ile w tej na peronie drugim nie działało tylko światło, w tej najbliżej ulicy Piłsudskiego wybita została szyba w drzwiach, co na tyle uszkodziło elektronikę odpowiedzialną za ich zamykanie, że po ruszeniu winda przejechała kilkanaście centymetrów i się zacięła – wspomina pechowiec.
Traf chciał, że całe zdarzenie pan Grzegorz zarejestrował nie tylko we własnej pamięci. Jako nauczony doświadczeniem rowerzysta, podczas jazdy często używa małego wideorejestratora. Dzięki niemu to, co działo się w ciągu kilkunastu następnych minut, udało się zachować dla potomności. Nie mówiąc już o użytkownikach internetu. – Zostałem uwięziony i nie mogę powiadomić o tym obsługi, bo nie działa przycisk awaryjny – relacjonował poszkodowany dyżurnemu powiatowej komendy PSP. Na szczęście zadziałali strażacy. Tym sprawniej, że chory na cukrzycę mężczyzna utkwił w windzie z dwójką małych dzieci. Po niespełna 10 minutach legionowscy ratownicy byli na miejscu. Niedługo później rodzina znalazła się na wolności.
I tu opowieść o przygodzie pana Grzegorza można by zakończyć. Można by, ale trochę szkoda. Bo atrakcji dostarczanych mieszkańcom przez dworcowe windy jest więcej. Warto podkreślić choćby kreatywność ich konstruktorów. Przejawia się ona w roztańczonych poręczach i halogenach, dla bezpieczeństwa obudowanych niekiedy w gustowne mydelniczki. Swoje dokładają też użytkownicy. Bądź to ingerując w estetykę dźwigów, bądź też – załatwiając osobiste potrzeby – w panujący tam zapach. Na porządku nocnym są alkoholowe libacje oraz, na szczęście rzadko, sceny jak z filmów dla dorosłych. – To nie jest sprzęt do obiektów użyteczności publicznej, takich jak dworce. W nocy na tej stacji nikogo nie ma i jest mnóstwo czasu na dewastację. Nie ma monitoringu w przejściu podziemnym. Lepsza byłaby tam zwykła pochylnia, bo do jej zdewastowania potrzeba chyba trotylu. Windzie wystarczy jeden kopniak, a później nie działa ona miesiącami – mówi Grzegorz Romanik. Osobna kwestia to obsługa wind. Ich przywołanie, a następnie podróż wymagają ciągłego kontaktu z przyciskiem sterującym. W przypadku osób niepełnosprawnych jest to czasem bariera nie do pokonania. Podobnie zresztą jak pokonanie dźwigowych ułomności. – Z firmą, która te podnośniki serwisuje, mam kontakt kilka razy w tygodniu, bo na bieżąco zgłaszam jej usterki. Są naprawiane, ale zdarza się, że nie do końca prawidłowo – dodaje mieszkaniec Legionowa.
Czy zatem korzystanie z dworcowych wind zawsze obarczone jest ryzykiem Niekoniecznie. Pod warunkiem, że ma się w życiu szczęście. – Jeżdżę kilka razy w tygodniu i ani razu się nie zacięła. Nie było żadnych problemów. Naczytałam się tych ostrzeżeń, ale nie wiedziałabym co robić, gdyby się zacięła. Pewnie bym dzwoniła po pomoc, bo zasięg jest – mówi młoda mama, Katarzyna Krompiec. Faktycznie, zasięg jest. Grzegorz Romanik potwierdził to ponad wszelką wątpliwość.
Zapraszamy na stacje Legionowo Przystanek tu windy nie działają już od dobrego pół roku. I nikt nawet nie próbuje ich serwisować 🙁