Czy Polacy ze szczególnym namaszczeniem uprawiają na swych łóżkowych poletkach ww. rodzaj aktywności, nie wiem. Obiło mi się za to o uszy, że od wieków zerkają na Francję – elegancję z podziwem, zazdrością, zawsze chętni do popieszczenia jej wzrokiem i dotykiem. Ze szczególnym uwzględnieniem najbardziej zmysłowego i wrażliwego zarazem miejsca krainy Gallów – Paryża. Próbując odnieść jego architektoniczny sex appeal do wdzięków żyjących tam ongiś symboli piękności, to bez wątpienia betonowy odpowiednik Brigitte Bardot. Jej kształty nie robiły swego czasu wrażenia tylko na Stevie Wonderze oraz panach preferujących nocną degustację lasku po bulońsku. Po prostu miasto – ideał! Tylko, czy aby na pewno…?
Kiedy tak słucham podsycanych ostatnio przez media utyskiwań na Hankę Prezydent – Walcz, troszkę mi nawet, tak po ludzku, babeczki szkoda. Bo abstrahując już od tego, czy jej stołeczne osiągnięcia to efekt ulokowanej pod lokami wiedzy, czy może tylko koniunkturalny fart, słuchać hadko, kiedy warsiaskie cwaniaki, wspomagane przez chór pękających ze złości „słoików”, psioczą na czym Nowy Świat stoi. I w głębokim poważaniu mają słowa szefowej ratusza, która swoim, jakby francuskim, „r”, przypomina ludowi o tym, co dlań z”r”obiła. I po co, Haneczko, jaki to ma sens? Lepiej zaoszczędzić trochę szmalu na dowolnej inwestycji i wysłać mieszkańców Paryża Północy do oryginalnego Paryżewa. L’amour szybko im przejdzie.
Osławiony teren wokół wieży Gustava E. jest jak ściętej pamięci Maria Antonina – z zewnątrz przypudrowana, odziana w monstrualnych rozmiarów kieckę, pod spodem pachniała mocno nieświeżą Loarą. Z grodem, którym rządziła, jest podobnie. Rodzimym malkontentom szczególnie polecam slalom między ulicznymi śmieciami i rozwalonymi na stacjach metra kloszardami, amatorom perfum – panującą tam woń, kierowcy powinni spróbować swych sił w parkowaniu metodą „na spychacz” lub driftingu po łączącym 12 ulic rondzie wokół Placu Gwiazdy, wiecznie zagonionym yuppies rekomenduję zaś skorzystanie z usług ślamazarnych paryskich sprzedawców. W promocji symbol Francji dorzuca jeszcze tłok, przestępczość, deficyt wody i potworną drożyznę. Jest szansa, że po takiej wycieczce warszawiacy nieco inaczej spojrzą na swe miasto. I zrozumieją, że życie w nim to wcale nie taka geHanna.