Koronowane głowy w Legionowie spotkać trudno. Chyba że na trybunach miejskiego stadionu. Skoro więc Andrzej Bobowski, król polskich kibiców, tam się pojawił, spytaliśmy go, jak zasiadł na swym symbolicznym tronie. Odpowiedział chętnie i wyczerpująco.
Starania o niego zaczął wcześnie, tyle że tuż po wojnie trudno się nie tylko żyło, ale i kibicowało. Pierwszy mecz popularny „Bobo” obejrzał na wyjeździe, w Tomaszowie Mazowieckim. – Wtedy zawodnicy nie jeździli tak jak teraz, autokarami, tylko na pakach ciężarówek. Zabrali mnie na mecz, obejrzałem go, a jak wróciłem, to zrugał mnie ojciec. Ale zacząłem jeździć na następne. Tak się zaczęło – wspomina Andrzej Bobowski.
W połowie lat 50. wrócił do rodzinnej Warszawy, dostał się do korpusu kadetów i wstąpił do sekcji bokserskiej Legii. Jako fan futbolu, wolny czas spędzał na meczach tej drużyny, po latach stając się szefem jej klubu kibica. Rok później obejrzał pierwsze spotkanie reprezentacji. Widział też słynny bój na Stadionie Śląskim z ZSRR. W 1968 roku zaliczył kibicowski debiut za granicą. Niedaleką, bo czeską. Wiele lat po tym przyszedł czas na podbój nieosiągalnego ongiś Zachodu. – To było w 1975 roku, Polacy jechali na rewanż do Holandii, grając w eliminacjach mistrzostw Europy. Niestety, przegraliśmy 3:0. Trenerem był wtedy Kazio Górski. Ciekawostką jest to, że kiedy wsiadłem z zawodnikami do autokaru, nie było tam już gdzie palca wetknąć. Jak odnoszę to do obecnych czasów, to ciężko nawet podejść pod autokar, a co dopiero jechać z piłkarzami – mówi „Bobo”.
Cóż, inne czasy, inni ludzie. Co warte podkreślenia, na udany dla Polski światowy czempionat w RFN pan Andrzej, mając w kieszeni zaproszenie, właściwie mógł jechać. Ponieważ jednak kadra grała wcześniej kiepsko, turniej zdecydował się obejrzeć w nowym telewizorze. – Otwarcie mistrzostw, Maryla Rodowicz, „Futbol, futbol”, wszystko fajnie, u mnie prawie sala kinowa – kto mógł, to się zmieścił. Mecz z Argentyną: pierwszy gol, drugi gol dla nas, mnie już krew zalewa, bo raz, że mogłem tam być, a poza tym nie dało się oglądać ze względu na krzyki. Małżonka mówi: „Nie martw się, na następne mistrzostwa świata już pojedziesz. Nie wiedziała tylko, że będą w Argentynie. Ale fakt jest faktem, pracowała wtedy w PLL LOT, stanęła na wysokości zadania i załatwiła mi bilet – opowiada kibic. Tyle że nadal trzeba było mieć zaproszenie. W tym przypadku pomogły znajomości wśród kolekcjonerów insygniów piłkarskich. „Bobo” napisał do znajomego Argentyńczyka i papier zdobył. Kiedy już dotarł na turniej, przydała się polska umiejętność załatwiania tego, co niemożliwe. Na przykład biletów kupionych od rozczarowanych grą swej kadry Niemców. – Złapałem faceta, wziąłem od niego osiem biletów, przyjeżdżam i mówię Polakom: „Są bilety!”. Zapłacili mi za nie i jeszcze wręczyli premię. Nikt nie potrafił załatwić wstępu na mecz Polska – Argentyna: ani prezes, ani Gmoch, ani piłkarze – cieszy się nestor krajowych kibiców. A „Bobo” dał radę. Dzięki takim talentom z turnieju wrócił nie tylko dużo później niż planował, ale z prawie tysiącem dolarów w kieszeni. Futbolowe emocje miał więc gratis. – Takiego dopingu jak tam jeszcze w życiu nie widziałem. Czekam teraz na swoje dziesiąte mistrzostwa z nadzieją, że przebije go turniej w Brazylii.
Mając na koncie setki meczów i znajomych na całym świecie (oraz wydany w 2009 książkowy wywiad – rzekę pt. „Tajemnice króla kibiców – red.), miano króla polskich kibiców Andrzej Bobowski zyskał ledwie kilkanaście lat temu. Wtedy też, dzięki hojności białoruskiego sponsora, pierwszy raz przywdział słynne monarsze szaty. Jak łatwo się domyślić, nie wszyscy poddani przyjęli jego elekcję ze zrozumieniem. – Kibice jak to kibice. Przykładają mi: „Co to za król, samozwaniec?!”. Ale ja sam się tak nie nazwałem, zrobił to Bogdan Tomaszewski. Natomiast bronią mnie wyniki. Na dzień dzisiejszy mam dziewięć mistrzostwa świata, na których obejrzałem 127 meczów na żywo. Proszę mi w świecie pokazać, obojętnie, dziennikarza, działacza, kibica, za wyjątkiem Bobowskiego. Spora w tym zasługa dużego grona przyjaciół z branży i trzydziestoletniej działalności w wydziale dyscypliny PZPN. „Bobo” zawsze starał się trzymać rękę na piłkarskim pulsie. – Dużo zawdzięczam Michałowi Listkiewiczowi. To jedyny działacz, który jak coś obiecał, to dotrzymywał słowa. Reszta to są tacy, jak ja ich nazywam, opowiadacze.
Ów brak solidności przekłada się, zdaniem pana Andrzeja, na boisko. Poziom polskich trenerów i wyczyny piłkarzy są ściśle związane z zagrywkami związkowej wierchuszki. – Oni tak grają jak my pracujemy. Nie oszukujmy się, całe życie Polak jak czegoś nie „wycwanił”, to nie miał. Tak samo nasz piłkarz, wychodzi i tylko kombinuje. Jak słucham Jerzego Engela, Jacka Gmocha i innych trenerów, kiedy opowiadają cuda, to pytam, dlaczego sami nie odnieśli sukcesów – uśmiecha się Andrzej Bobowski. Póki co, mamy więc tylko władcę, który rządzi na stadionowych trybunach. Trudno się zresztą dziwić: w końcu urodził się tego samego roku, co inny król – Pele.
Wystarczy wejść na stronę serwisu i wprowadzić niezbędne informacje a po siedemdziesięciu dwóch godzinach otrzymamy najpełniejszą wycenę od firm przewozowych razem z cenami i danymi kontaktowymi. W identyczny sposób można przeprowadzić wynajem autokaru. Bardzo wiele zależy gdzie i jak wielką grupą jedziemy i w które miejsce chcemy pojechać. Pewnie nie raz próbowałeś wyszukać przewoźnika autokarowego podczas sezonu letniego i musiałeś wykonywać dziesiątki telefonów. Od teraz już nie musisz tego robić. Serwis wykona to samodzielnie. Przewoźnicy oferują swoje usługi w różnych cenach oraz jakości. Wybierz najlepszego osobiście. Okres na środki transportu zbiorowego wycieczkowe zawsze jest i będzie niezależnie od miesiąca. Latem przecież jeździmy na wakacje a w okresie zimy na ferie. Nasze pociechy powinny być bezpieczne. W autokarze lub busie bezpieczeństwo można łatwo zapewnić, ze względu na fakt, że wszystko jest pod nadzorem. Inny przypadek to transport gości weselnych. Goście z pewnością będą zadowoleni, jeśli nie będą musieli zapewniać sobie transportu na osobiście. Szczególnie po uroczystościach weselnych, ze względu na fakt, że wszyscy są ledwo żywi. Jeśli organizujemy pielgrzymkę też warto wynająć autokar lub bus, przeważnie w drogę powrotną ponieważ przemęczenie nie pozwala na podróż w ten sam sposób. Poza tym w autokarze lub busie można wymienić się przemyśleniami.