Co by nie mówić o brukowcowych hienach, wydzierających politycznej klice co smaczniejsze kąski z jej klanowego pożycia – są potrzebne. Wcale nie po to, by złapanych za złodziejską rękę marnotrawnych wyborczych synów strącać w mandatową przepaść. To nieosiągalny ideał. Wystarczy, że ten czy inny obywatel ocknie się i swych reprezentantów przestanie namaszczać na podstawie broszurowych obietnic, a zacznie oceniać ich realne dokonania. Tak łatwe jak zawierzenie w ciemno uśmiechniętemu panu z plakatu to nie jest, lecz przy odrobinie wysiłku możliwe.
Najczęściej (a przynajmniej najgłośniej) kwaśna w smaku prawda o politykach objawia się konsumentom medialnych łakoci przy okazji tzw. afer. Nie oszukujmy się, dziennikarze pełnią w nich z reguły rolę hurtowników, którzy podsunięte przez męty z branży kąski sprzedają dalej. Czasami wyjątkowej smakowitości, innym razem ochłapy – bierze się co jest: taśma z Rywinem, nowelka o gadatliwym Józiu i szpiegu Ałganowie, lepperowa machloja gruntowa. Super! Choć w grę wchodziły naprawdę mocne ciosy, media zadały je szybko, bez stosowania uników. Przejadaczom partyjnych dotacji też taki układ pasuje. Zamiast przekonywać wyborców do siebie, zniechęcają ich po prostu do politycznych adwersarzy. I kłopot mają z urny. Poza tym, tak jest szybciej oraz taniej. Co istotne, na ściągnięciu z wrażego ryja przywdziewanej dla tłuszczy maski właściwie nie można się przejechać. Choćby to był szyty grubymi nićmi drelich, widzowie i tak przez moment będą się nim zachwycać niczym poddani nowymi szatami cesarza. Nawet jeśli, jak w bajce Andersena, ten kroczył z gołym kroczem.
Ano właśnie, ostatnio żurnalistów podnieciło przyrodzenie pewnego ważnego członka. Chcąc być błogo sławionym między niewiastami, rzecznik PiS miał w trakcie partyjnej bibki kompleksowo zachwalać walory adamowego waloru, sugerując, jaki z niego (Hof)man. Że niby to nius małych rozmiarów? Fakt, ale stanowi kolejny dowód na dwulicowość typów, którym od nadmiaru przystawianych do gęby mikrofonów zaczęło roić się we łbach, że są wyjątkowi i nietykalni. Tymczasem da się takie persony zamienić w (non) graty. Tyle że, aby królów życia zdetronizować, trzeba mieć następców. A normalnych ludzi polityka brzydzi. Mało kto, nawet mając jaja, lubi je nosić na wierzchu.