Sprawami legionowskiej SML-W miejscy radni zajmują się sporadycznie. Jeszcze rzadziej, tak jak w środę, poświęcają im dużą część sesji. Powodem był spór między zarządem spółdzielni a częścią członków, głównie z bloku przy Broniewskiego 4. Chodzi o plan ulokowania w jego pobliżu dużego budynku wielorodzinnego. Skoro nie chcą go ludzie, nie chcą go też radni. Sęk w tym, że szanse na zablokowanie bloku mają iluzoryczne.
Zaraz na początku dyskusji wspomniał o tym szef ratusza. – Radni mogą zrobić to, co zrobią, ale rzeczywistość jest taka, że zmiana studium plus zmiana planu zajmie kilka lat – powiedział prezydent Legionowa. Póki co, inwestor posiadający prawo użytkowania wieczystego stoi na silniejszej pozycji. – Możemy mu przeszkodzić tylko w okresie 14 dni po opublikowaniu uchwalonej wcześniej zmiany planu zagospodarowania przestrzennego dla tego obszaru – dodał Roman Smogorzewski. Wiąże się to jednak, jak przestrzegał, z możliwością roszczeń ze strony SML-W, jeśli na skutek tych działań teren straci na wartości.
Warto też spróbować po dobroci. – Na tym etapie możemy tylko i wyłącznie rozmawiać z właścicielem gruntu, żeby ewentualnie odstąpił od tego – przyznał wiceprzewodniczący Ryszard Brański (PO). I takie rozmowy, z inicjatywy radnego Bogdana Kiełbasińskiego, wkrótce nastąpią. Stanie się to na specjalnym posiedzeniu Komisji Rozwoju Miasta. – Myślę, że 4 grudnia będziemy mogli usłyszeć argumenty władz spółdzielni, uzyskać głos tej drugiej strony. Na razie wiemy, jak dużo zastrzeżeń i wątpliwości mają mieszkańcy – powiedział członek klubu Nasze Miasta Nasze Sprawy. Choć na sali padały takie głosy, szef komisji woli unikać nazywania tego mediacjami. – Boję się, że możemy nie sprostać oczekiwaniom zarówno jednej, jak i drugiej strony. Natomiast na pewno poznamy ich argumenty i myślę, że to też będzie bardzo cenne i może przyczynić się do podjęcia kolejnych decyzji – zastrzegł Leszek Smuniewski (PS).
Skoro już o nich mowa, radni opozycji zaakcentowali fakt, że w sprawie niechcianego bloku głos samorządu brzmi wyjątkowo cienko. A to prestiżu radzie nie dodaje. – Jeżeli podejmujemy jakieś działania, a podejmujemy, bo jest prośba mieszkańców, to wprowadzamy się jakby w stan fikcji. Stwarzamy wrażenie, że w tej sprawie coś miasto może, coś radni mogą – zwrócił uwagę Kazimierz Płaciszewski (PiS). W istocie zaś, przynajmniej teraz, mogą niewiele. Kiedyś to co innego. – Ci państwo przyszli do nas z wnioskiem. To było kilka dni temu. Natomiast w lutym 2012 roku był termin składania wniosków do zmian w studium. Jakoś wtedy nie widziałem aktywności pana Kiełbasińskiego, ani kolegów, którzy zabierali głos, i łudzili ludzi tym, o czym wspomniał pan Kazimierz. Ludzie nie muszą znać się na przepisach prawa. To my mamy wiedzieć, że studium i plan zagospodarowania jest rzeczą świętą – wytykał kolegom Ryszard Brański.
Opisywany problem mógłby wcale nie wystąpić, gdyby wiele lat temu spółdzielcy zgodzili się na zagospodarowanie spornego terenu. Tyle że w ich opinii zarówno propozycje władz SML-W, jak i projekty miejskich urzędników były do bani. – Miasteczko ruchu drogowego dla legionowskich dzieci spotkało się z protestem tychże mieszkańców. Chcieliśmy do tego dołożyć plac zabaw dla dzieci – to też nie znalazło w ich oczach akceptacji. Teraz trochę mądry Polak po szkodzie – ocenił prezydent Roman Smogorzewski. Coś w tym jest.
Do sprawy wkrótce wrócimy.