Nie jest tajemnicą, że lwią część rachunków płaconych przez spółdzielców pochłaniają opłaty za ciepło. Nie dość, że są one wysokie, to jeszcze różnice pomiędzy poszczególnymi budynkami potrafią być nawet dwukrotne. Zarząd SML-W od dawna zastanawia się co zrobić, aby opłaty były mniejsze.
Trzy lata temu spółdzielnia zleciła pracownikom Politechniki Warszawskiej przygotowanie raportu, którego celem miało być pokazanie, czy spółdzielcze lokale są optymalnie ogrzewane i co zrobić, aby zmniejszyć opłaty za ciepło.
– Zażądaliśmy od Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej raportów z pomiarów wszystkich parametrów ze wszystkich węzłów w naszej spółdzielni. Było tego aż 250 milionów danych. Zostały one zweryfikowane i Politechnika wykazała nam w jakich elementach konstrukcji technologicznej możemy zmierzać do ograniczenia kosztów – mówi Szymon Rosiak, prezes SML-W. Efektem tych pracy było przygotowanie nowych krzywych ogrzewania. – Wdrożyliśmy je w październiku ubiegłego roku. Celem tych nowych krzywych była poprawa, na bieżącym etapie, sprawności eksploatacyjnej i efektywności zużycia ciepła – mówi dr Mieczysław Dzierzgowski z Politechniki Warszawskiej. Wprowadzenie nowych krzywych okazało się jednak nie do końca udanym eksperymentem. Spora liczba spółdzielców narzekała, że w ich mieszkaniach jest zimno. W wielu przypadkach tak faktycznie było. – W części mieszkań było to uzasadnione. Najniższa odnotowana temperatura była na poziomie 19 stopni. W poszczególnych pomieszczeniach czasami była niższa. Najniższa notowana to była chyba 17,9 stopnia – mówi dr Dzierzgowski. – Musieliśmy wprowadzić te nowe krzywe, żeby zobaczyć jak reagują budynki i jaka jest rzeczywista temperatura przy zmniejszeniu zapotrzebowania na ciepło na samych budynkach – dodaje prezes Rosiak.
W ubiegły poniedziałek (13 stycznia) w sali konferencyjnej SML-W odbyło się spotkanie, w którym oprócz pracowników spółdzielni i dr Mieczysława Dzierzgowskiego z Politechniki Warszawskiej, uczestniczyli także przedstawiciele Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej. Jego celem było między innymi przedstawienie przyczyn październikowego kryzysu cieplnego. – Największy wpływ miała na to niedokładność pomiarów temperatury zewnętrznej przez czujniki, które współpracują z węzłami cieplnymi na poszczególnych budynkach. Przy temperaturach zewnętrznych około 10 stopni, różnice pomiędzy sąsiednimi blokami były nawet 30-stopniowe. W związku z czym, ten pomiar był całkowicie zachwiany – tłumaczy Szymon Rosiak. To jedna z przyczyn, ale nie jedyna. – Drugi element, który my dostrzegliśmy, to było przewymiarowanie powierzchni wymienników cieplnych w węzłach cieplnych w niektórych budynkach, a w ślad za tym przewymiarowanie przekroju zaworu regulacyjnego, który w zależności od sygnałów otwiera albo przymyka przepływ centralnego ogrzewania na danym budynku – dodaje prezes. Te różnice w niektórych budynkach dochodziły nawet do 300 procent.
W trakcie spotkania zastanawiano się co zrobić, aby pomiary były jak najdokładniejsze i odpowiadały rzeczywistej temperaturze powietrza. Przedstawiciele PEC zobowiązali się do dostarczania spółdzielni danych dotyczących tego na jakich parametrach pracują poszczególne węzły w ciepłowni oraz do sprawdzenia jakie są możliwości tego, aby ilości ciepła dostarczana do spółdzielczych bloków była powiązana z bardzo dokładną stacją pogodową działającej w PEC. – Uzgodniliśmy również, że w najbliższym czasie spotkamy się w tym samym składzie, plus firma obsługująca w PEC system informatyczny poszczególnych modułów, czyli moduł ciepłownia, moduł węzeł i stacja pogodowa. Będziemy chcieli ustalić jakie możliwości korekty będzie miało przedsiębiorstwo z klawiatury a nie bezpośrednio z węzła – mówi Szymon Rosiak. Ze zmianami trzeba będzie pewnie poczekać do przyszłego sezonu grzewczego.