To problem z gatunku tych, których na pierwszy rzut oka większość legionowian nie dostrzega. Dla ludzi zorientowanych w temacie jest jednak jasne, że dalsze tolerowanie nieszczelnych szamb doprowadzi za jakiś czas do ekologicznych komplikacji. Tymczasem uniknąć zagrożenia można w bardzo prosty sposób: podłączając się do miejskiej kanalizacji. Trzeba tylko przekonać opornych, że zdrowie liczy się bardziej niż pieniądze.
Komu w Legionowie nie w smak jest czysta woda? Mając na uwadze ich postępowanie, przede wszystkim kilkuset właścicielom gospodarstw korzystających z przydomowych osadników szamba. Samo w sobie na bakier z ekologią to oczywiście nie jest. Pod jednym warunkiem: zbiornik musi być całkowicie szczelny. Niestety, już na podstawie prostych wyliczeń można wysnuć wniosek, że w Legionowie do ideału pod tym względem daleko. I zarazem zrozumieć, dlaczego podłączenie się do systemu miejskiej kanalizacji tak bardzo niektórym mieszkańcom śmierdzi.
Z pozoru są czyści
Każdy osadnik szamba ma swoją pojemność; jeden mniejszą, drugi większą, ale jest coś, co ponad wszelką wątpliwość je łączy – prędzej czy później muszą być opróżnione. Jeśli wszystko gra i zbiornik jest szczelny, przeciętna rodzina dzwoni po wóz asenizacyjny co dwa, maksymalnie cztery tygodnie. Inaczej „miarka” by się po prostu przebrała. A jak to wygląda w przypadku legionowian mniej chętnie rozstających się ze swymi ciężko zarobionymi złotówkami? Ponieważ ani z posiadania umów z odbiorcami ścieków, ani z rachunków za poszczególne usługi nikt mieszkańców nie rozlicza, Grzegorz Gruczek, prezes legionowskiego Przedsiębiorstwa Wodociągowo–Kanalizacyjnego, postanowił sam zbadać sprawę. Informacji zasięgnął u źródła, osobiście pytając kilkunastu swoich potencjalnych klientów, jak często zlecają opróżnienie szamba. Porażająca była zarówno ich szczerość, jak i to, co się za nią kryło. Najczęściej odpowiadali: raz na rok! Ze wstępnych, poczynionych przez szefa PWK obliczeń wynika, że przez ten czas w miejski grunt wsiąka ponad 70 tys. m3 nieczystości z dziurawych szamb. To nie może pozostać bez wpływu na jakość wód podziemnych. – Jeżeli metr sześcienny wywiezionych ścieków kosztuje 25 zł, a metr sześcienny odprowadzony do naszego systemu 7 zł, no to już wiemy, że ekonomicznie to się w żaden sposób nie kalkuluje. Jedyna możliwość, kiedy to się Kowalskiemu opłaca, to wyrzucanie tego wprost do ziemi – dowodzi Gruczek.
Osobną kwestią jest to, co prywatni właściciele beczkowozów robią z zabranymi od właścicieli domów ściekami. Zweryfikować tego wprawdzie nie sposób, lecz wydaje się pewne, że ilość szamba, za które zainkasowali gotówkę, rozmija się z tym, co w swoim punkcie zlewnym przyjmuje od nich legionowskie PWK. Do tej pory nikt nikogo za rękę nie złapał. Znajdowane czasem w lasach czy przydrożnych rowach ścieki wskazują jednak na to, że niektórym przedsiębiorcom osiągnięte w ten sposób zyski pachną najwyraźniej całkiem dobrze.
Brudne (do)wody
Często zdarza się w Legionowie tak, że obok posesji posiadających nieszczelne szamba (i korzystających jednocześnie w miejskiego wodociągu) znajdują się takie wyposażone we własne ujęcia wody. Skąd jest ona pobierana? Ano z warstw, do których produkty sąsiedzkiej przemiany materii zdążyły już zapewne przeniknąć. – Te zanieczyszczenia początkowo migrują do płytkich warstw wodonośnych, ale później przenoszą się do warstw głębinowych. O ile ze skażeniami wód powierzchniowych można stosunkowo skutecznie walczyć, o tyle usuwanie ich z wód podziemnych jest dosyć skomplikowane i bardzo kosztowne. Coraz częściej stosujemy środki chemiczne, dłużej żyjemy, konsumując większe ilości leków, również związanych z chorobami nowotworowymi. Ich pozostałości są groźne dla środowiska. To jest problem i społeczny, i zdrowotny – ostrzega prof. Marek Gromiec, stały doradca sejmowej Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa, gość niedawnego spotkania, jakie mając na celu rozpoczęcie kampanii na rzecz przekonania opornych do podłączenia się do kanalizacji, zorganizował prezes PWK.
Chcąc ułatwić to mieszkańcom, przedsiębiorstwo uruchomiło program, z którego skorzystało 120 gospodarstw. Połowę kosztów sfinansuje im Unia Europejska. Dla ciułających toksyczne złotówki zwolenników szamb to wciąż za mało. Mimo wszystko, ratusz chce ich przekonywać raczej prośbą niż groźbą. – Bardziej zależałoby nam na szerokiej informacji dotyczącej ochrony zdrowia przez ludzi, którzy dotąd nie korzystają z tego dobrodziejstwa, jakim jest wodociąg bądź kanalizacja sanitarna – powiedział podczas spotkania Lucjan Chrzanowski, zastępca prezydenta Legionowa. Za szeroko pojętą akcją uświadamiającą jest także Grzegorz Gruczek. Wspartą jednakże stanowczymi działaniami administracyjnymi. – Trzeba zacząć kontrolować, czy posiadacze szamb mają podpisane umowy na odbiór ścieków i jak często to zlecają.
W świetle przeprowadzonych badań, około 40 proc. wód podziemnych jest w Polsce skażonych. Pływają w nich azotany, azotyny, bromki i inne substancje szkodzące ludzkiemu zdrowiu. Dla użytkowników ujęć wody, które znajdują się blisko nieszczelnych osadników szamba, oznacza to jedno: kłopoty. I to nie tylko z armią pierwiastków widniejących na tablicy Mendelejewa. – Równocześnie potęguje się skażenie mikrobiologiczne, związane szczególnie z wirusami. W związku z odprowadzaniem do ścieków pozostałości choćby antybiotyków, uodparniają się one na dezynfekcję czy procesy prowadzone w stacjach uzdatniania wody. Z uwagi na coraz większe dawki chloru, które są tam niezbędne, mogą powstawać związki chloropochodne, jeszcze bardziej niebezpieczne, bo kancerogenne – mówi prof. Gromiec.
Zdrowie na wyciągnięcie rury
Obecnie 94 proc. mieszkańców Legionowa ma dostęp do systemu kanalizacyjnego. Około 400 gospodarstw (choć według ludzi w PWK może ich być nawet dwa razy tyle) wciąż z tego nie korzysta. Mimo że na zdrowy rozum, ale też i portfel, użytkowanie szamba wychodzi, jako się rzekło, drożej, zaś od miejskiej kanalizacji dzieli ich posesje dosłownie kilka, kilkanaście metrów. Dlaczego tak się dzieje, już wiadomo. Aby zmienić nastawienie ludzi do ekologii i ekonomii, sama akcja uświadamiająca raczej nie wystarczy. Z pomocą wpływowych sprzymierzeńców Grzegorz Gruczek wyzwanie jednak podjął. Proponując m.in., aby mieszkańcom mającym dostęp do kanalizacji administracyjnie nie zezwalać na instalowanie szamba. To jednak pieśń przyszłości. – W związku z tym trzeba dopełnić wszystkich starań, żeby zabezpieczyć wody podziemne, stanowiące skarb tego regionu, przed skażeniem. Nie wyobrażam sobie, żeby później w krótkim okresie czasu można było te wody oczyścić – apeluje sejmowy ekspert od ekologii.
Póki co, jak stwierdził zastępca prezydenta, jakość legionowskiej wody jest systematycznie sprawdzana i nie budzi zastrzeżeń. W szczegóły się przy tym nie wdawał, trudno więc powiedzieć, czy miał na myśli również tę, którą piją mieszkańcy domów jednorodzinnych. Dlatego PWK prowadzi aktualnie swoje badania, mające na to pytanie odpowiedzieć. Ktoś powie: szukają dziury w całym, bo zrobili kanalizację i teraz chcą na niej zarabiać. I częściowo będzie miał rację, bo to normalna, podlegająca prawom rynku firma. Tyle że w przeciwieństwie do zatwardziałych miłośników szamb, nie chce czerpać zysków ze szkodą dla czyjegoś życia i zdrowia. Jeśli więc dotychczas mało kto zwracał uwagę na ten śmierdzący problem, najwyższa pora to zmienić. Stawka jest naprawdę wysoka.