Rozległa działka przy ul. Jagiellońskiej była jedną z pereł w koronie legionowskich terenów inwestycyjnych. Dużą, cenną i bodaj ostatnią. Po dwóch nieudanych próbach jej sprzedaży ratusz wreszcie dopiął swego. W marcu teren za ponad 11 mln zł kupiła w przetargu nieograniczonym spółka Budrem. Skutków transakcji obawiają się właściciele pobliskich sklepów. Znając biznesowe posunięcia nabywcy, są przekonani, że wkrótce wyrośnie im pod nosem sieciowy supermarket.
W poniedziałek przyszli po pomoc do samorządowców. Zaczęli od szefa rady miasta Janusza Klejmenta. – Przewodniczący powiedział, że o przetargu dowiedział się z prasy. Sam stwierdził, że w zasadzie rada miasta powinna się rozwiązać, bo nie ma racji bytu w tych strukturach, które w tej chwili są. Byliśmy mocno zaskoczeni. Wyszliśmy stamtąd dosłownie w szoku – mówi Krzysztof Wróbel, współwłaściciel sklepu Hetman. Chwilę później kupcy z pięciu placówek handlowych spotkali się z prezydentem.
Jako pierwszy zabrał głos wynajęty przez nich prawnik. – Była deklaracja, że pomoże pan tym przedsiębiorcom, aby nieruchomość nie trafiła w ręce osób, które zniweczą ich wieloletnie plany i oszczędności włożone w to, żeby ich firmy w jakiś sposób funkcjonowały – zaczął Sebastian Bąk. Roman Smogorzewski uważa, że z obietnicy się wywiązał. – Mówiłem, że nie sprzedamy tego supermarketowi. I nie sprzedaliśmy. Sprzedaliśmy polskiemu przedsiębiorcy i on zrobi z tym, co chce. – Ale wiadomo, że on buduje tylko Kauflandy i Lidle. Nic poza tym. Zna pan historię jego osiągnięć? Trzeba było spojrzeć w internecie – ripostował Krzysztof Wróbel.
Czy prezydent zrobił wcześniej sieciowy zwiad, nie zdradził. Jak powiedział adwokat kupców, o przetargu dowiedzieli się w ostatniej chwili z gazet. Co zaskakujące, kilku proszonych o pomoc radnych w ogóle nie miało o nim pojęcia. – Myśmy panu ufali. Nawet nie przyszło mi do głowy, żeby sprawdzać coś w internecie – rzuciła jedna z uczestniczek spotkania. – Były ogłoszenia w prasie, na tablicach ogłoszeń, uchwała umożliwiająca prezydentowi miasta sprzedaż tej nieruchomości podjęta była kilkanaście miesięcy temu. Tak więc ja bym sobie nie bardzo życzył, żeby rysowano tutaj jakąś atmosferę tajemnicy. Zostało to zgodnie z polskim prawem ogłoszone i sprzedane – odrzekł prezydent. Problem w tym, że na swój sposób sprzedani czują się też sami przedsiębiorcy. – W momencie wybudowania tam supermarketu musimy nasze firmy zamykać, bo niestety liczba klientów spadnie. Nie będziemy w stanie utrzymać sklepów – stwierdziła Jolanta Jankowska z Hetmana. – W Michałowie–Reginowie była dokładnie taka sama sytuacja. Była Ika – polski sklep, a obok polski przedsiębiorca zbudował obiekt, który wynajął Biedronce. Czy Ika upadła? Nie upadła – odrzekł Roman Smogorzewski. Ale na informację, że obroty placówki spadły o połowę, a właścicielka przypłaciła stres chorobą, przyznał: – Na pewno jest to nerwowa sytuacja.
Mnóstwo emocji skumulowało się też w poniedziałek. Atmosfera od początku była gęsta. Zbyt gęsta. Spotkanie prezydenta z kupcami skończyło po niespełna kwadransie. – Nie było sensu przedłużać. Nie było w zasadzie rozmowy. Mam wrażenie, że liczą się tu tylko pieniądze, a nie nasze dobro – uważa Krzysztof Wróbel. – To spotkanie było takie krótkie i, tak je oceniam, niedobre, ponieważ zamiast przyjść i porozmawiać, mieszkańcy wynajęli prawnika, który w mojej ocenie był nieprzygotowany do tego spotkania i narzucił w nim ton konfrontacyjny – żałuje prezydent Legionowa. I dodaje: – Także legionowscy przedsiębiorcy budują obiekty, a później wynajmują je supermarketom. I wtedy jest dobrze. Ale jak gmina potrzebuje pieniędzy na realizację swoich zadań, to jest niedobrze. Tak czy inaczej, prezydent deklaruje gotowość do ponownych rozmów z kupcami i przeanalizowania sprawy. Ale zbyt wiele szans na związanie rąk nabywcy działki ani on, ani ich prawnik nie widzą. Mimo to, przeciwnicy supermarketu chcą walczyć dalej. – Po pierwsze, trzeba sprawdzić, czy nie było uchybień w przetargu, po drugie, jak wygląda sprawa dotycząca przedsiębiorcy, który to kupił: czy złożona przez niego oferta była kompletna. Państwu pozostaje tylko postępowanie administracyjne o wydanie pozwolenia na budowę, tudzież wszystkich innych dokumentów – mówi Sebastian Bąk.
Co do finansowego tła całej sprawy, pieniądze ze sprzedaży ponad 15 tys. m. kw. gruntu były miastu niezbędne. Po części przez uwłaszczenie spółdzielców. – Mieszkańcy SML-W w zdecydowanej większości nie płacą już za użytkowanie wieczyste. Niejednokrotnie było to nawet 500 zł rocznie od mieszkania, czyli bardzo dużo. Dla budżetu miasta to było kilka milionów złotych. Teraz tych pieniędzy ewidentnie brakuje, stąd też musimy podejmować takie trudne decyzje – przyznaje Roman Smogorzewski. Warto pamiętać, że ich negatywne skutki nie są jeszcze przesądzone. Wiadomo tylko, że zgodnie z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego działka jest przeznaczona pod wielorodzinną zabudowę mieszkaniową i usługi oraz tereny zielone. Jeśli jednak supermarketowe obawy kupców się potwierdzą, pozostanie im razem stanąć z handlowym gigantem do walki o klientów. Jak pokazało starcie Dawida z Goliatem, mały czasem naprawdę może więcej.