Średnio ogarnięty homo współczesnicus brodę kojarzy z kwitnącą na męskiej paszczy szczeciną lub kawałami starszymi od łajby Noego. Co bardziej bystrzy dorzucą do tego monachijskie sznaucery i gitarzystów z kapeli ZZ Top. Może tylko jeszcze znawcy historii wtrącą uwagę o jednej z większych atrakcji dawnych przybytków plebejskiej rozrywki – kobietach z brodą. Tak przynajmniej było do soboty, kiedy kolejny raz historia zasugerowała, że ma amnezję i lubi się powtarzać. Eurowizyjny cyrk z piosenkami podbiła niewiasta (?) ozdobiona zarostem! Takim w stylu włoskiego maczo. Do obyczajowego profilu imprezy, podczas której nasz Donatello i jego blond heterotrzódka robili wśród innych artystów za mniejszość seksualną, pasowało to niby jak pedały do roweru – znakomicie. Piasek w jego trybach ciut jednak chrzęścił. Wszak widzowi nieznającemu Conchity Wurst (po szwabsku kiełbasa) i jej krucjaty o tolerancję dla tych, którym płeć wywinęła numer, głód mógł nagle przejść. Kłaków w zupie nikt przecież znajdować nie lubi, a co dopiero na babskiej, przynajmniej z pozoru, twarzy. Tak czy owak, dzięki monumentalnej pieśni i stylowemu wykonaniu prowokacja się udała i podsuszany austriacki kabanosik zgarnął całą pulę. W warstwie muzycznej, zasłużenie. Tyle że poprzeczkę dla chętnych na szokowanie publiki drag king Thomas zawiesił ciut wyżej niż ongiś izraelska Dana. Teraz, nawet jeśli wokalistka zostanie na scenie (z) ptakiem, może jej nie przefrunąć.
Dla robiących politykę antyunionistów te artystyczne dewiacje są tuczącym sondaże wyborczym wurstem. Bo jeśli tak ma wyglądać postępowa Europa, lepiej – szczególnie w opinii pełnokrwistych chłopów spod znaku schabowego i bigosu – kulturowo gnić na Starym Kontynencie. Niech sobie awangarda forsuje narządową unifikację, my genderalnie powinniśmy mieć to w kierunku południowym od kości ogonowej. Wznosząc przy okazji modły, aby polskie córy pramamy Ewuni nie zapatrzyły się na Zachód i nie schowały tego, czym od wieków się szczycą. Zwłaszcza pod mało twarzowym zarostem. Taka narodowa strategia raczej prędzej niż później się opłaci, bo nasz biuściasty zaścianek stanie się turystyczną mekką dla fanów kontemplowania naturalnej kobiecości. Kiedyś TAM też zrozumieją, że w smaku nie powinna być ona bezpłciowa.