Od zarania dziejów światem rządzą mężczyźni, a mężczyznami kobiety. Do tego stopnia, że panowie bez wahania potrafią z ich inspiracji coś zmalować. Nawet, tak jak Stanisław Witold Bienias, całkiem dosłownie. W drugą sobotę maja artysta pokazał w ratuszu obrazy które przez ponad osiem lat tworzył w swej pracowni pod Serockiem.
Wśród uczestników wernisażu wystawy „Portrety” dominowały przedstawicielki płci pięknej. Jak łatwo się domyślić, nieprzypadkowo. – W większości są to wizerunki kobiet tu obecnych, wystarczy rozejrzeć się po atrium – to są te same panie. Każdą z tych kobiet kochałem w trakcie malowania, bo trzeba je kochać, żeby namalować je sposób, jeżeli nie piękny, to przynajmniej dobry, udany – zdradza swoja receptę na portretowy sukces Stanisław Witold Bienias.
Zanim bohater sobotniego wernisażu wziął się za malowanie, zaczął studia na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej. Ponieważ czasy były trudne, a profesorowie wymagający, na dyplom harował całe dwanaście lat. W wolnych chwilach rysowaniem i malowaniem zarabiając na życie. Dzięki temu pan Stanisław szybko zrozumiał, że nie chce być architektem w siermiężnym, socrealistycznym PRL-u. I za równowartość dużego fiata opłacił studia, aby uregulować dług wobec państwa i uniknąć nakazu pracy. A później starał się już tylko robić to, co sprawia mu najwięcej satysfakcji. Czyli malować.
W Legionowie artysta pokazał aż 55 obrazów, w większości portretów. – Tu jest olej, tu jest akryl, ale też dużo portretów dziewczynek, moich wnuczek, malowanych akwarelą. To technika dosyć trudna, ale można tu dziś ocenić, czy się z tym problemem uporałem – mówi członek organizacji plastyków warszawskich. Sądząc po uznaniu uczestników wernisażu, ten oraz inne twórcze dylematy rozstrzygnął on na swoją korzyść. Teraz będą to mogli ocenić także mieszkańcy odwiedzający legionowski ratusz.