Wprawdzie śpiewam prawie tak kiepsko, jak wyglądam, niemniej postanowiłem przyłączyć się do chóru. Miłośników czystych dźwięków śpieszę jednak uspokoić – wyemituję z siebie nie ułomne nuty, lecz poglądy. Zgodnie podzielane przez największy zbiór artystów w Polsce – wirtuozów czterech kółek. Nie żebym czuł z nimi jakąś szczególną solidarność (choć jako posiadacz kartonika dającego mi prawo siania na drodze popłochu, może powinienem), po prostu ostatnio zrobiło mi się biedaczków żal.
Jak pewnie większość szalejących z biegami wie, troskające się o ich los polityczne kierunkowskazy wymyśliły nowy sposób na poprawę świadomości drogowej. Wychodząc z założenia, iż analogowi gliniarze zbyt rzadko otulają kierowców dobroczynną laserową wiązką, postawili na rozwiązanie hurtowe: tzw. odcinkowy pomiar prędkości. Dzięki niemu szofer nie będzie skazany na chroniczne niedoinformowanie w kwestii średniej prędkości podróży. Tradycyjna „suszarka” mierzy ją przecież wyrywkowo i jedynie przez chwilę. Teraz odpowiednie informacje mają zaś szansę otrzymywać nie pojedynczy farciarze, a całe hordy poskramiaczy mechanicznych koni. Fakt, przy okazji obciążą ich także koszty całej usługi, cóż to jednak za problem – chcieliśmy kapitalizmu, to go mamy. A w tym rozstroju za darmo nie da się nawet zbankrutować.
W zasadzie, jako osobnik często mający do czynienia z dwoma kręcącymi się przy mnie pedałami, całą sprawę powinienem mieć w okolicach rowerowego siodełka. Tym bardziej, że do powożonej przeze mnie zachodnioniemieckiej karocy konie zaprzęgnięto raczej leniwe, niemające w oleju skłonności do galopu. Górę wzięła jednak drajwerska solidarność. Z jej perspektywy rzecz wydaje się wręcz groteskowa. Bo oto twór nazywany państwem robi koło pióra kurom i kogutom znoszącym mu złote podatkowe jaja; w imię poprawy bezpieczeństwa jaja de facto robiąc sobie z nich. Czysta obłuda, gdyż rodacy nie będą jeździć wolniej. Co najwyżej drożej. Wiem, to nierealne, ale gdyby tak wspólnie powstali i w ramach protestu wysłali swe autokonie na dłuższy popas? Oj, nie pachniałoby to dla rządzących sukcesem. Tak to już z benzyną jest, że napędza nie tylko samochody, lecz także emocje. A te potrafią spalić naprawdę sporo. Również popularności.