Oj, jak to dobrze, że w pracowniczym życiu urlopy są jeno epizodem, oj, jak dobrze. Wiem, bom dopiero co zmuszony był przez ponad tydzień obywać się bez pieszczenia klawiaturki, filuternych spojrzeń monitora, wyzywających odgłosów myszki, że o emanujących miłością bliźniego twarzach współpiśmienników nie wspomnę. Masakra! Już piszę, dlaczemu.
Wszystko zaczyna się na etapie planowania. Pląsając radośnie do biura, sklepu czy kopalni. szczęśliwy pracownik nie martwi się o to, co danego dnia przyjdzie mu robić. Od tego jest szef, który ten problem łaskawie ogarnia. Tymczasem zbrojąca się do starcia z urlopem familia na dzień dobry wstrząsana jest domowymi wojnami o to gdzie, kiedy, z kim i na jak długo. Plus w promocji obowiązkowy stres związany z obawą o to, czy letniej rozłąki z pracą nie spędzi się pod chmurką. Deszczową. Później następuje wyprawa. O jakości polskich dróg i kolejach losu pasażerów kolei nie ma co się rozpisywać. To tak, jakby powtarzać, że nasz Romek jest nasączonym testosteronem ciachem – każdy poddany to wie. Tak czy owak wielogodzinna jazda = krew, pot i łzy. W tym czasie ktoś, kto zesłania na urlop uniknął, dociera do celu wygodnie i o wiele szybciej. W dodatku nieudekorowany plecakiem oraz zwolniony ze „spaceru farmera” z walizkami dociążonymi precjozami w rodzaju lokówki lub kremu na rozstępy.
Nawet najdłuższa podróż kiedyś się jednak kończy. I mamy kolejny horror, bo na tron wstępuje król urlopowych wyrazów – WYPOCZYNEK. W domu nikt chłopu nie czyni wyrzutów, że bywa przyspawany do (nomen omen będącej głównym elementem zestawu mebli zwanego wypoczynkiem) kanapy. W kurorcie to nie przejdzie. Choćby nie wiem, jak się opierał, reszta lokatorów podstawowej komórki społecznej zmusi go do fizycznej aktywności. Najczęściej polegającej na bezcelowym łażeniu i zastanawianiu się, czy z wakacji w górach przywieźć kierpce, czy może ciupagę. Nawiasem pisząc, made in China. Codziennie, po pracy, łatwiej też jest przy stole: obiadek, piweczko i po sprawie. Na wolnym tak nie wolno. Z braku ciekawszego zajęcia pokarmów wciąga się trzy razy tyle, a tych z pianką nawet więcej. Istna mordęga.
Jak zatem widać, rezygnacja z urlopu pozwala uniknąć wielu przykrości. No i ma jeszcze jedną istotną zaletę: pracować jest taniej.