W czasach dominacji handlowych gigantów drobni sklepikarze, również ci legionowscy, mają pod górę. To dlatego kilka miesięcy temu prezydent miasta zaproponował im sposób na zasilenie firmowej kasy. I choć na świecie się on sprawdza, u nas na razie nie chwycił.
Najpierw pomysł luźno rzucony przez swego pryncypała przetestowali urzędnicy z ratusza. Przetestowali, jak to oni, na ludziach. – Podczas ostatnich Dni Legionowa zapytaliśmy mieszkańców, co chcieliby widzieć na ulicy Piłsudskiego. Pytaliśmy m.in. o to, czy byliby zainteresowani przedłużeniem jednego dnia handlu, na przykład do 20.00. Spośród blisko 200 osób, które wzięły udział w tej ankiecie, ponad 62 proc. opowiedziało się za takim rozwiązaniem – informuje Tamara Mytkowska z UM w Legionowie.
Powody tej dość powszechnej aprobaty są dla handlowców oczywiste. – Dużo osób przyjeżdża z Warszawy po pracy i chciałoby tutaj dokonać zakupów. Jeżeli handel jest do 18.00, to niestety tego czasu im nie starcza – przyznaje Marek Saliński, właściciel sklepu „Mój dom”. Mając tę świadomość, przed dwoma laty na własną rękę zachęcał on kolegów po biznesie do nieco dłuższej aktywności. Wtedy bez powodzenia. – Przeprowadzaliśmy ankietę dotyczącą wydłużenia godzin pracy i wówczas nie spotkało się to z aprobatą handlowców z centrum Legionowa. Niektórzy twierdzili, że otwarcie do 18.00 jest wystarczające – wspomina kupiec. Przykład księgarni „U Leszka” pokazuje jednak, że to nie takie oczywiste. Już od ośmiu lat można ją odwiedzać do godziny 19.00. I to się sprawdza. – Widzę, że między 18.00 a 19.00, kiedy większość sklepów w Legionowie już jest zamkniętych, u nas jest ruch. Ludzie, którzy przychodzą, mówią: „Super, że jest to przedłużone” – twierdzi właściciel Leszek Kmiecik.
Rzecz jasna nie w każdej branży dłuższy handel musi przełożyć się na większe zyski. Jest jeszcze jeden problem: aby coś wyjąć, trzeba najpierw coś włożyć. W końcu czas, także ten dodatkowy, to pieniądz. – Rozumiem obawy przedsiębiorców, bo to jest dodatkowe obciążenie – wiadomo, trzeba zapłacić personelowi za godziny nadliczbowe. No ale warto sobie przeliczyć, czy to się przypadkiem nie opłaca – dodaje księgarz. Jak ocenia Leszek Kmiecik, szanse na wspólną akcję legionowskich handlowców są iluzoryczne. Z drugiej strony, kiedy w kasie pustki, opóźnienie wieczornej „drzemki” centrum miasta warto wziąć pod uwagę. Choćby, jak sugeruje Marek Saliński, sezonowo – od wiosny do jesieni. – Sytuacja rynkowa się zmieniła i myślę, że propozycja prezydenta jest godna rozpatrzenia. Może warto powtórzyć taką ankietę wśród przedsiębiorców i zobaczyć, czy tym razem zgodzą się na dłuższą pracę? Na pewno nie zaszkodzi jakoś ich do takiej idei zachęcić. W myśl znanego każdemu hasła: reklama dźwignią handlu.