Dzięki panu Grześkowi z Perfectu każdy w miarę przytomny rodak miał szansę usłyszeć, że „trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym”. Ale zapewne nie każdy ów przekaz tak samo zrozumiał. Jeśli odebrał go wprost, wyznawca filozofii „Ale wkoło jest wesoło” (oraz liczne grono jego brzdąkających kumpli po rockowym i chałturniczym fachu) uchodzi w tej kwestii za niekwestionowany autorytet. Dla jednostek obeznanych z tzw. branżą żadna to nowina, że nie raz i nie dwa, nawet kiedy dobrze wybierze się moment, brakuje sił do opuszczenia sceny. A czasem nawet, o ile artysta zbyt mocno zagrał na nerwach własnej wątrobie, ciężko jest się tam wdrapać. Mniejsza o to. Zawartą w pieśni, może i nie odkrywczą, ale świetnie ujętą przestrogę da się przecież rozciągnąć na większość dziedzin życia.
Ostatnio jej mistrzowską nomen omen interpretację zaserwowało kibicom paru rodzimych speców od przerzucania piłki nad siatką. Zakładając, że zdrówko obniżyło loty, a z parkietu wyszarpało się już wystarczająco wiele s(e)tów, trudno o lepszy moment. Wczesna emerytura, w dodatku bez oglądania się na ZUS – marzenie! Przywołanym wcześniej, popularnym w ubiegłym wieku grajkom rozstania z publiką wychodzą gorzej. Co często widać, słychać i czuć. Owszem, można naciągnąć gębę czy wciągnąć brzuch, ale stare muzyczne kotlety takimi pozostaną. I zalatują. Nawet po przyprawieniu ich na ostro jakimś pieprznym dodatkiem. Kontynuując kulinarne metafory, niepokonanym warto też być, gdy los zgotował nam rolę porzuconej ofiary miłości, sparzonej na życiu w parze. Zabolało serducho, trudno. Byle później, w pragnieniu reaktywacji, nie łasić się do swego prześladowcy. To nie „Matrix”. Poza tym, odgrzewany smakuje tylko bigos.
Najtrudniej jednak schodzić ze sceny tym, którzy okupują ją, nie posiadawszy do tego jakiegokolwiek mandatu. Tu, skoro już mowa o tych najpowszechniejszych symbolach władzy, brylują oczywiście politycy. A właściwie stanowiące ich nieme tło płotki, z biegiem czasu coraz mniej zresztą świadome, że – jak to ryby – chociaż głosują, nie mają głosu. Samorządowa czy sejmowa dieta, jako bodaj jedyna, zawsze doskonale smakuje, tym zaś, co konsumują na krzywy ryj, nigdy się nie nudzi. Zejść ze sceny? W życiu! Co najwyżej z mównicy.