Mogą sobie ludzie pióra wymyślać różne historyjki, a i tak ich kreatywność nigdy nie dorówna życiu. Ono wciąż robi im koło pióra. W ubiegłym tygodniu – z drugich ust, przez co wiarygodność tej opowiastki jest murowana jak prezydencki bis Smogiego – usłyszałem coś, co tylko potwierdza, że światem (a więc i Polską) nie rządzi pieniądz, lecz rząd. Poprzez znajomości.
Szefowa jednego z pionów ważnej państwowej agencji odebrała pewnego dnia telefon nie do rozłączenia. Dzwonił ktoś od najważniejszego chłopa w kraju, który na mocy koalicyjnego rozdziału dóbr uprawą owej agentury zarządza. W krótkich, rolniczych słowach zaanonsował przybycie młodej damy, mającej odbyć coś w rodzaju rozmowy kwalifikacyjnej. „Coś w rodzaju”, ponieważ już sama wsiowa rekomendacja oznaczała umoszczenie jej cieplutkiego, mało absorbującego etatu. Pozory należało jednak zachować i kiedy anonsowana polecanka zaszczyciła ją swym towarzystwem, dyrektorka zadała dziewczęciu kilka pytań dotyczących jej, tej no, kariery. – Byłam menadżerem – odrzekła zwięźle „kandydatka”. – To świetnie, a w jakiej branży? – W różnych – poinformowała, nazwijmy ją Renia. – A czym konkretnie się pani zajmowała? – drążyła przyszła pracodawczyni. – Hmm, nie pamiętam…
Zorientowawszy się, z jakiego kalibru intelektem ma do czynienia, rekruterka postanowiła zrobić wszystko, aby przeszczepić Reńkę na inną synekurę, byle dalej od siebie. Ale subtelnie, w białych rękawiczkach. – Skoro praca w naszej agencji ma być tylko przystankiem na drodze zawodowej, przez wyjazdem na placówkę, może lepiej od razu zatrudnić się w Ministerstwie Spraw Zagranicznych? – No co też pani – zaszczebiotała nasza bohaterka – na ambasadora to ja przecież jestem za młoda! W chłopskiej, tylko terytorialnie oderwanej od pługa główce zakiełkowało jednak ziarenko niepewności. A chwilę później, dostrzeżone i szybko podlane przez sprytną, acz niedoszłą pryncypałkę, wystrzeliło w górę. Będąc jeszcze w jej obecności, z tyłkiem na fotelu, Renia chwyciła za telefon i po chwili z przyprawioną nawozem ekscytacji radością oznajmiła rozmówcy: – Janusz, ja już chyba wiem, co chcę robić!
Kimkolwiek jest, facet musiał się ucieszyć – na państwowej glebie przyjmie mu się kolejna roślina. Oczywiście kompletnie zielona.