Tak to już jest, że im bliżej do wyborów, tym częściej władza zasięga opinii społeczeństwa. O ile oczywiście pragnie ono na dany temat ją wyrazić. W środę radny Andrzej Piętka zaproponował mieszkańcom osiedla Jagiellońska dyskusję o jego specyficznie pojętym dogęszczeniu. Nietypowym, bo zrealizowanym za pomocą placów zabaw.

– Postanowiłem zaprosić mieszkańców okolicznych bloków, po to, żeby zainteresować ich terenem, który znajduje się wokół nich. Jest czas zimy, a więc czas na to, aby dobrze przygotować pewne rzeczy i wiosną, w ramach inicjatywy lokalnej i przy współdziałaniu spółdzielni mieszkaniowej, poprawić infrastrukturę i jakość funkcjonowania – mówi Andrzej Piętka. Dotychczas gmina i spółdzielnia stanowiły dwa ekonomiczne światy. Ratusz, choćby nawet chciał, nie mógł inwestować na terenach administrowanych przez SMLW. Ale i w tym przypadku potwierdziło się, że oprócz szlabanów, w każdym prawie są także furtki.

– Znaleźliśmy formułę polegającą na tym, że gmina, której nie wolno inwestować w nieswoje grunty, inwestuje w nasze grunty, pod warunkiem, że my robimy dany teren taką eksterytorialną enklawą. Czyli użyczamy go wszystkim chętnym, bez względu na to, czy są naszymi mieszkańcami, czy nie – tłumaczy prezes Szymon Rosiak. Zaproponowane przez radnego place zabaw miałyby powstać właśnie dzięki inicjatywie lokalnej. Latem tego roku mieszkańcy osiedla Batory udowodnili, że taka forma współdziałania z miastem się sprawdza. Ono dało pieniądze, oni pracę i powstało coś, co sprawia frajdę nie tylko najmłodszym. Na osiedlu Jagiellońska może być podobnie. – W tych sześciu blokach naliczyłem 312 dzieci do 14 roku życia. To jest armia. Jeśli grupa trzech, czterech budynków zrobi placyk zabaw, to naprawdę kupa maluchów i ich rodziców się ucieszy – uważa szef SMLW.

Jak pokazały konsultacje w restauracji „Prezydencka”, przy całej akceptacji dla nowej infrastruktury, mieszkańcy wskazują też na minusy. Po zmroku place zabaw często są wykorzystywane przez dorosłych amatorów mocnych trunków. Co w połączeniu z brakiem reakcji stróżów porządku, mocno ludzi irytuje. – Już nawet nie chcą przyjeżdżać. Nie przyjeżdżają również do placu zabaw, który znajduje się naprzeciwko bloku nr 72, w parku przy urzędzie miasta. Latem dzień w dzień jest tam impreza alkoholowa. Jak pan zapewni bezpieczeństwo w tym miejscu, które ma zostać wykonane? – pytał jeden z uczestników zebrania. – Mamy przecież komisję bezpieczeństwa, na której rozmawiamy na takie tematy. Tam one mogą być poruszane. Dlaczego nie były? Może właśnie dlatego, że było pięciu, sześciu radnych (z jednego okręgu – red.), czyli na dobrą sprawę żadnego. Może teraz będzie inaczej – odrzekł Andrzej Piętka. Teraz, czyli po najbliższym głosowaniu w jednomandatowych okręgach wyborczych. Tak czy inaczej, problem skuteczności miejskich strażników jest znacznie szerszy. – On jest chyba nierozwiązywalny, dlatego że system prawny nakazuje straży miejskiej interweniować w miejscach publicznych. A okazuje się, że tereny spółdzielni mieszkaniowej nie są terenami publicznymi w rozumieniu tej ustawy – powiedział Szymon Rosiak. – Jeżeli ktoś myśli, bo takie głosy słyszę, że policja ich wyręczy, kiedy zlikwiduje się straż miejską, to niestety nie jest to prawdą. Bo jeżeli ja jadę do komendanta stołecznego i mówię mu: dlaczego nie są obsadzone wakaty w Komendzie Powiatowej Policji, przez co na mieście jest dwukrotnie mniej patroli policyjnych, to słyszę, że w Legionowie są świetne statystyki, jest bezpiecznie i nie ma takiej potrzeby – dodał Piotr Zadrożny, zastępca prezydenta Legionowa.

Ponieważ z placów zabaw dyskusja zeszła na bezpieczeństwo, pojawiła się idea kolejnych konsultacji, poświęconych już tylko jemu. Co do pierwotnego tematu środowego spotkania, lista propozycji wciąż jest otwarta. – One dotyczyły tylko placów zabaw, ale są też przecież inne tereny. Tyle że ciężko o nich rozmawiać, nie znając potrzeb mieszkańców. Ja ze swej strony coś zaproponowałem, ale to jest tylko materiał do rozmowy, a nie gotowy, do realizacji – zastrzega współwłaściciel DH Maxim. Grunt, żeby kiedy przyjdzie zakasać rękawy, znaleźli się chętni do działania. – Ja nie widzę tu problemu. Coraz więcej osób rozumie, że miasto jest ich, ale nie tylko mają od niego żądać, lecz także coś z siebie dać. To całkiem fajnie działa. Nie jest jeszcze powszechne, ale myślę, że się rozkręci – sądzi prezes SMLW. Jeśli pomysły Andrzeja Piętki posmakują spółdzielcom tak jak jego oferowana tego dnia sałatka, można chyba być spokojnym. 

1 KOMENTARZ

  1. Co wy pieprzycie SMLW jest tylko użytkownikiem wieczystym gruntow umowę uzytkowania wieczystego mozna wypowiedzieć, włascicielem gruntu jest miasto. Rosiak sponsorzy budowe mieszkan na Kozłówce i oddaje przystosowane pomieszczenia na 11 pietrach wiezowcow Smogorzewskiemu – nikt wyeksmitowany z blokow nie mieszka na Kozłówce.
    Nie róbcie farsy i idiotow z ludzi

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.