Herr Leszek Cezary Miller wielkim człowiekiem jest – może nie wzrostem, ale aspiracjami z pewnością. Łatwo więc zrozumieć zatroskanie tego męża stanu i Aleksandry z powodu deformacji jego formacji w wyborach samorządowych. Nie dość, że głupi lud stawiał krzyżyki na wszystkich oprócz członków aktywu, to jeszcze jedynie słuszne głosy „platfusy” i chłopi mu zachachmęcili. Udał się przeto dawny „kanclerz”, dziś najwyżej kierownik struktur o liczebności Podstawowej Organizacji Partyjnej, do Jarka i zapytał: – Panie prezesie, jak żyć? Ten zaś, także rozdzierający szaty z powodu pyrrusowego triumfu, mając na względzie rachunkowe lewizny, pierwszy raz przyjaźnie spojrzał w lewą stronę. I uścisnął wyciągniętą przez Leszka prawicę.
Tak mógłby brzmieć początek przypowieści sławiącej budujące, ponadpartyjne braterstwo dżentelmenów zatroskanych o losy kraju. Oczywiście pod warunkiem, że czytelnik przełknąłby tę końską dawkę politycznej hipokryzji i obłudy, w przypadku szefa SLD porównywalnej jedynie z jego blamażem z 2007 roku, kiedy to kandydował do Sejmu z namaszczonej przez Toruńskiego Piernika listy Samoobrony. Nawiązany przez Millera romans z PiS-em nie dziwi. To cyniczny, wyrachowany, ale i kumaty towarzysz, nawykły do fikania ideologicznych koziołków. Skoro zatem chwaliła jego uwodzicielskie moce słynna, grasująca przed laty na Wiejskiej Anastazja, trudno się dziwić, że ten (C/c)zaruś szybko zaliczył zdobycz nie tylko ze starości żyjącą w czystości. Jednak postawa lidera rodaków prawych i sprawiedliwych mocno zaskakuje. Bo jak w ich oczach wygląda wódz bratający się z typem, co to „stał wtedy po tej samej stronie, gdzie stało ZOMO”; mówi o prezesie, że jest „antykoncepcyjny”, a jego partię uważa za „cmentarnego podżegacza”? Raczej blado. Tak czy owak, rację miał biedro-nowy prezydent Słupska, wieszcząc: „Nie zdziwię się, jak Miller oświadczy się Kaczyńskiemu, zawierając sojusz z PiS, żeby tylko utrzymać się w polityce”. Ku chwale ojczyzny, rzecz jasna, oświadczyny zostały przyjęte.
Leszek, który ma łeb do fajnych bon motów, oznajmił kiedyś, że prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy. Jeśli rzeczywiście, nędzna z niego chłopina – gdy już obrócił w proch swą dumę, resztki politycznej godności pogrzebał teraz w urnie.