Tak się jakoś dziwnie porobiło, że Polacy są ostatnio mocni w dyscyplinach drużynowych. Za którą piłkę nie chwycą, spisują się na medal. Nawet ci od haratania w gałę, w których wierzyli do niedawna jeno optymiści pokroju Dalajlamy, dokopali jednym takim, co to boisko chcieli nam germanić. I wszystko byłoby pięknie jak w kampanijnych mowach polityków, gdyby sukcesy nie przerodziły się w ekscesy. Tak się wszelako składa, że mamy w Polandzie więcej zdolnych drużyn z pretensjami do najwyższego stopnia podium. Z naciskiem na pretensje. Pod względem liczebności nie podskoczą tym teamom ani krajowi siatkarze, ani ci od szczypiorniaka, ani nawet futboliści. No i pod jeszcze jednym również: o ile sportowcy stają naprzeciw siebie w równych składach, górnicy, rolnicy czy lekarze całą bandą ruszają na jednego. Albo tak jak od czasu Tuskowej emigracji, na jedną.
Gdyby zwała się Barbara, przynajmniej ci pierwsi pewnie potraktowaliby ją ciut łagodniej. Ale z imiennym spadkiem po pramatce Ewie pani premier już na starcie była w czarnej sztolni. No i fedrującym chopokom uległa. Cóż, Żelazna Dama przemknęła przez historię tylko jedna. Tak czy owak, zrobił się ambaras, skoro bowiem Kopacz z jednym koniem kopać się nie chciała, kopytami przebierają już stada innych, przekonanych, że galopem dobiegną do pełnej sianka stajni. Kto wie, może i słusznie. Tylko czy pędząc z wiatrem w transparentach, zadadzą sobie pytanie, komu Ewcia zabierze, żeby wytrzasnąć kasę na uciszenie ich rżenia? Odpowiadam: nie, gdyż mają to w zadkach. A ja na przykład, działając w branży mało skłonnej do solidarnych protestów – nie mam. Bo mogę być jednym z tych, którzy za spełnienie zbiorowych żądań zapłacą. Inna sprawa, że główny macher od finansów tak wszystkim zamota, że nawet nie będę o tym wiedział.
Problem ze skandującym tłumem jest taki, że sprawny reżyser łatwo może nim sterować, wkładając mu do ust najbardziej bzdurne hasła. W protestującej gromadzie zatraca się zdolność logicznego myślenia, zyskując w zamian błogie uczucie bezkarności. Zwykły obywatel ręki na policjanta nie podniesie, a pijany (nie tylko) od gniewu robotnik bardzo chętnie. I to uzbrojoną w kamień. Sposób na takich panów jest tylko jeden – ktoś wreszcie powinien im oddać.