Po ponad czterech godzinach zakończyła się policyjna akcja w wieżowcu przy ul. Siwińskiego. Jeden z lokatorów zabarykadował się w swoim mieszkaniu i nie chciał wpuścić policjantów. Istniało realne zagrożenie, że może spróbować wyskoczyć z okna. 

Wszystko zaczęło się około godziny siódmej rano, gdy do jednego z mieszkań na ostatnim piętrze budynku zapukali policjanci. Zostali oni tam wezwani przez konkubinę lokatora, a sama interwencja dotyczyła prawdopodobnie sprzeczki domowej.{mp4}200215|512|384|{/mp4}

Gdy funkcjonariusze zjawili się na miejscu, mężczyzna w lokalu był sam. Odmówił jednak wpuszczenia policjantów i zabarykadował się w środku. Istniało realne niebezpieczeństwo, że lokator może sprobować targnąć się na swoje życie.

Na miejsce wezwano straż pożarną, karetkę pogotowia oraz służby gazownicze i energetyczne. Przybył także policyjny negocjator. W trakcie gdy on prowadził rozmowę z zabarykadowanym w mieszkaniu około 40-letnim mężczyzną, strażacy rozwinęli od strony balkonów poduszkę powietrzną. Na szczęście nie okazała się ona potrzebna. Około godziny 11.00 straż wyważyła drzwi do mieszkania mężczyzny. Jak się dowiedzieliśmy, w momencie, gdy służby wkroczyły do lokalu, sprawca całego zamieszania… leżał w łóżku.

Jego stan fizyczny był dobry. Przewieziono go jednak do szpitala na Bródnie, gdzie prawdopodobnie przejdzie specjalistyczne badania psychiatryczne.

2 KOMENTARZE

  1. Zamiast zawracać sobie głowę jakimś pijaczkiem, panowie strażacy powinni siedzieć w remizie i czekać na poważniejsze zgłoszenia. A jeśli delikwent jednak wylazłby z chałupy przez okno, żadna strata. Wtedy najwyżej do akcji wkroczyliby ci, którzy nie muszą się nigdzie spieszyć.
    I to samo powinno się robić z kibolami! Zamknąć na stadionie i czekać na wyłonienie zwycięzcy. A później kazać mu posprzątać.

  2. Wszystkie służby postawione na równe nogi przez jednego barana. Ciekawe, że zostanie obciążony kosztami akcji. Albo przynajmniej jakieś prace społeczne.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.