Można piosenki Zbigniewa Wodeckiego lubić, można od nich stronić, ale jednego odmówić temu artyście nie sposób – fantastycznego głosu, dzięki któremu zapuszcza się w zakamarki wokalne dla wielu znajomych po fachu niedostępne. W sobotę kolejny raz potwierdził to w miejskim ratuszu. Zaśpiewał, że much… pszczółka nie siada!
Mimo że w Legionowie bywał w ostatnich latach stosunkowo często, na jego występ do sali widowiskowej ratusza pofatygowało się około dwustu osób. Czyli sporo. Jak to już stało się w kraju wykonawczą normą (wiadomo, ekonomia ma swoje prawa), artysta całą scenę miał dla siebie. Debiutanta pewnie by to onieśmieliło, ale Zbigniew Wodecki samotnością w świetle reflektorów się nie przejął. I przez cały koncert dzielnie skupiał na sobie uwagę publiczności.
Co do repertuaru, popularny w branży „Pszczoła” nie zaskoczył – zaśpiewał po prostu, korzystając z mechanicznego dźwiękowego wsparcia, utwory przez kolejne pokolenia rodaków znane i lubiane. Swobodnie przeplatając je partiami skrzypiec, trąbki, a także wspomnieniami oraz anegdotami ze swej długiej, bogatej kariery. – W moim wieku zaskoczeniem jest już samo to, że dobrze wykonam swoje utwory. Bo niektóre z tych, co dla mnie napisano, są naprawdę bardzo trudne – śmieje się Zbigniew Wodecki. Tak na koniec, mimo że ostatnio artysta ma wiele wspólnego z uprawianym przez różne gwiazdy tańcem, na choreografię jego występów ten fakt jakoś zauważalnie nie wpłynął. I dobrze.