Istnieją różne kryteria starości. Jednym do zdiagnozowania starca starczy metryka, bardziej wnikliwi poszukają klasycznych objawów jesieni życia, kiedy to – na podobieństwo liści – człowiekowi w zastraszającym tempie wszystko zaczyna opadać. Wszystko poza ciśnieniem, rzecz jasna. Tak wygląda starość, którą nosimy na widoku. Szczęśliwie dla ziemian istnieje jeszcze ta druga, do użytku wewnętrznego. Szczęśliwie, gdyż w dużej mierze to od ludzi zależy, czy ich dopadnie. W przypadku próby jej stwierdzenia, wyznacznik może być zasadniczo tylko jeden: posiadanie lub brak marzeń.
Nie mam pojęcia, co sobie myślała legionowska młódź, kiedy w bibliotece słuchała Emila Witta. Wszak osiągnąłem wiek jej starych. Zapewne dumała o tym, co zwykle zajmuje osobniki po eksplozji hormonalnej: o jutrzejszym planie lekcji albo niedzielnym pójściu na sumę. Ten i ów mógł ewentualnie zmarszczyć zdziwione czoło, słysząc, że na wagary do amazońskiej dżungli chłopak polazł bez tabletu czy „empetrójki”. Wspólne dla całego audytorium, acz niewypowiedziane pytanie mogło brzmieć: po co? I Emil właściwie na nie odpowiedział: zwyczajnie podążył do Brazylii śladem własnych marzeń. Zamiast więzić je w zdroworozsądkowym kiciu i odkładać na „po studiach”, „po ślubie”, „po drugim dziecku”, wstał i ruszył w drogę. Z pozoru od tradycyjnych, grzecznych planów dotyczących edukacji czy kariery, kierunek obrany przez poznaniaka różni się głównie oryginalnością i skalą wyzwania. W rzeczywistości facet dokonał czegoś więcej – zmienił kolejność produktów, po które będzie sięgał z życiowej półki. Od razu, nie zważając na wyższą cenę, sięgnął po najatrakcyjniejsze. Bez kalkulacji i sprawdzania salda spakował wszystko do koszyka i śmignął ku kasie. Jasne, mogło się zdarzyć i tak, że wypad do futbolowej krainy ktoś zechce Emilowi skopać. Chętnych dowieść tego sprawców (w krainach fauny, flory i faveli) jest tam zatrzęsienie. Ponieważ jednak do odważnych świat należy, podróżnik uwieńczył wyprawę emocjonalnym karnawałem.
No dobrze, a co z tymi, którzy zachowawczo kupują w lifemarkecie tylko tanie, podstawowe produkty w rodzaju mrożonego etaciku lub dyplomu w humanistycznym sosie? Czy oni sięgną później do wyższej półki, by po latach konsumowania złudzeń wreszcie złapać króliczka i nasycić się degustacją marzeń. Większość niestety nie. Po pierwsze dlatego, że z czasem o nich zapomną, po drugie, bo rozsmakują się już w innych. Zostają jeszcze ci, co żadnych pragnień nigdy nie posiadali. No cóż, oni z króliczka dostaną jedynie życiowy pasztet – danie może i smaczne, pod warunkiem, że nie wciąga się go na okrągło. W zamian otrzymują natomiast pewną gwarancję: kiedy przyjdzie do nich starość, nawet jej nie zauważą. Tkwiła w nich przecież od zawsze.