I na osiedlu Sobieskiego, i w innych miejskich zasobach SMLW narasta problem zalegających odpadów wielkogabarytowych. Narasta dosłownie i w przenośni. Za taki stan rzeczy odpowiada firma MPK z Ostrołęki, której za kilka tygodni kończy się zawarta z miastem umowa na wywóz i zagospodarowanie odpadów komunalnych.
Źródło irytacji mieszkańców i administratorów widać gołym okiem. – Obecnie mamy altanki z gabarytami niezabieranymi od przeszło dwóch tygodni. Boksy gabarytowe aż po górną krawędź są wypełnione kanapami i różnego rodzaju odpadami dużych rozmiarów – narzeka Monika Osińska – Gołaś, kierownik adm. os. Sobieskiego. Nie pomagają monity słane do MPK, które ma z miastem wciąż przecież obowiązującą umowę. Wygląda to tak, jakby kilka tygodni przed jej końcem przedsiębiorstwo celowo spuściło z tonu. Niewiele może wskórać także ratusz.{mp4}7515|512|384|{/mp4}
Dlatego w czwartek odbyło się spotkanie, na którym przedstawiciele miasta i SMLW wspólnie zajęli się sprawą. – Jeżeli chcemy być skuteczni w wywieraniu odpowiedniego nacisku, również finansowego, na firmę, która ma podpisane zlecenie na odbiór śmieci, musimy przedstawić jasne dowody dotyczące jej zaniedbań – tłumaczy Piotr Zadrożny, zastępca prezydenta Legionowa. – Mamy też nadzieję, że ustalimy z urzędem strategię na przyszłość, z tego względu, że ten problem pojawia się nie po raz pierwszy. Tak naprawdę do tej pory każda firma, która kończy współpracę, ostatnie dwa miesiące traktuje dosyć luźno – dodaje administratorka z os. Sobieskiego.
Choć to strategia zabójcza dla biznesowego wizerunku, od biedy można by ją zrozumieć. Ale nie w przypadku przedsiębiorstwa, które nadal chce działać w Legionowie. Swej determinacji MPK dowiodło, składając odwołanie od nowego przetargu na wywóz miejskich śmieci. Przetargu, który ze względu na zaoferowaną cenę, oferent z Ostrołęki przegrał. – Jestem trochę zaskoczony, że firma, co prawda pod koniec umowy, ale jednak, mówiąc kolokwialnie, „daje ciała”. Bo przecież obecnie kwestionuje ona wyniki przetargu. Tym bardziej przekonuje nas to, że na tym etapie dokonaliśmy dobrego wyboru i liczymy na to, że od początku lipca śmieci będzie odbierać już nowa firma – mówi zastępca prezydenta.
Póki co, urzędnicy zamierzają uderzyć MPK po kieszeni. W zawartej przez miasto umowie przewidziano bowiem kary za niewywiązywanie się z jej zapisów. – W mojej ocenie są one na tyle wysokie, że firmie absolutnie nie powinno się to opłacać. Sądzę, że to odpowiednie zabezpieczenie takiej umowy – twierdzi Piotr Zadrożny. Mieszkańcom pozostaje mieć nadzieję, że argument finansowy poskutkuje. Bo rosnąca sterta odpadów rujnuje nie tylko osiedlową estetykę. – Problem jest tym bardziej poważny, że występują też podpalenia, bo łatwiej podpalić altankę wypełnioną w takim stopniu. Poza tym, młodzież, często w weekendy, rozciąga nam te śmieci po terenach zielonych, co wiąże się z koniecznością dodatkowego sprzątania – mówi Monika Osińska – Gołaś. A wszystko przez to, że jedna firma postanowiła zrobić sobie wolne…