No i po ptokach! Jeśli ktoś jeszcze łudził się, że ko(r)moran nadal będzie okupował wygrzane przez pięć lat gniazdko, dostał od losu w dziób. Nieoczekiwanie pojawił się na horyzoncie czupurny, mało bojący dudek i POwolnego wąsacza podsiadł. Skoro więc jeden nadleciał, drugi wyleciał. Póki co, ze stanowiska, bo na usunięcie z politycznego obiegu raczej u niego za wcześnie. Teraz mniej przychylna zmianom część widzów politycznego szoł zachodzi w głowę nie kto (wszak to oczywista oczywistość), lecz dlaczego podsypał Jędrusiowi aż tyle ziarna, że starczyło na wypasioną kampanię.
Był bezinteresownie hojny czy może chce przerobić dudka na kurę? Wiecie, tę od złotych jaj. Z kolei druga część ludu, ta „większa połowa”, upatruje w hołubionym przez siebie PiS-klęciu jastrzębia, który z impetem zadziobie pożerające kraj szkodniki. Ten zaś, jakby nigdy nic, latał sobie w poniedziałek po stolicy, stroszył piórka i poił mieszczan czarną polewką. Widocznie ktoś mu doniósł, że po luźnym, słonecznym weekendzie warszawiacy są tak nagrillowani, że bez łyka mocnej kawy nie zabiorą się za robotę. Co prawda, to prawda – wyszło Szydło z worka.
Na dłuższą metę i oni, i mieszkańcy innych gmin czy sołectw mogą spać spokojnie – im dalej od wyborów, tym mniejsza szansa, że pan i władca zawita pod ich strzechy. Dosyć będzie miał wsi na Wiejskiej. Fizyczna aktywność Pierwszego jest zresztą mało istotna. Bardziej martwi to, że nie wychodząc zza biurka, jednym podpisem jest w stanie wpłynąć na ludzką dolę. Tymczasem z perspektywy tronu Jego Wysokości wszystko wygląda na mniejsze, przez co hierarchia obywatelskich potrzeb według niego prezentuje się inaczej. Owszem, niby każdego dnia słucha, co mają mu do powiedzenia doły. Później ów przekaz musi być jednak przefiltrowany przez misterną kombinację układzików, kompromisów i możliwości. I kiedy już zostaje podjęta decyzja, rodacy łapią się za głowy: przecież nie taka była umowa! Powiedział ktoś kiedyś, że syty głodnego nie zrozumie. I to nie były głodne kawałki, jeno najprawdziwsza prawda. Ale prawdą jest też coś innego – gdyby nawet wziąć przeciętnego chuderlaka, kogoś z naszych, i usadzić go w pałacu, szybko zapomni wół, jak cielęciem był. Bo odkryje uroki konsumowania władzy.
Można w polityce działać inaczej, bezpieczniej, z logiką zgrabnie pokazaną w kultowym „Ranczu”. Zdaniem kolegi Czerepacha, nawet najlepsza reforma nigdy nie sprosta marzeniom. Dlatego nie chcąc pozbawiać społeczeństwa tego, co najcenniejsze – nadziei, lepiej sprawować władzę statecznie, bez porywania się na radykalne zmiany. Za wyjątkiem personalnych, rzecz jasna. W końcu nie po to wchodzi się do partyjnego stada, żeby po zdobyciu paśnika głodować.