Dwa dni po swych legionowskich kolegach oceną wykonania ubiegłorocznego budżetu zajęli się radni z powiatu. Najpierw o jego zaletach mówili ci, którzy ów dokument realizowali, później rozpoczęto wymianę politycznych ciosów. Mając na uwadze przegłosowane w cuglach absolutorium, ani jeden z nich starosty mocno nie zabolał.
Absolutoryjny rytuał rozpoczął tradycyjnie Jan Grabiec. Przypominając, że przez osiem lat jego pracy powiatowy budżet wzrósł niemal dwukrotnie. Ten realizowany ostatnio również należał do imponujących. Wydatki miały osiągnąć poziom prawie 84 mln zł. – Budżet był bardzo ambitny w momencie uchwalenia. Praca zarządu i naszych współpracowników przyniosła taki efekt, że nie tylko ten plan został wykonany w stu, ale w stu kilkudziesięciu procentach – podkreślił starosta legionowski.
Po teoretycznym wstępie, w liczbowe zawiłości wprowadziła radnych skarbnik Dorota Łyszkowska. Prezentując główne dane, zestawiła część z nich z tymi historycznymi oraz wynikami okolicznych powiatów. Na koniec głos zabrał wicestarosta Robert Wróbel. Jemu przypadło w udziale zaprezentowanie pięciu najważniejszych inwestycji drogowych. Nic dziwnego, że radni szybko zatwierdzili sprawozdanie finansowe i z wykonania budżetu. Mimo to, przy omawianiu absolutorium dyskutowali długo i zawzięcie. – W kilku, uważam że bardzo strategicznych kierunkach, przede wszystkim w oświacie, pomocy społecznej i gospodarce mieszkaniowej, budżet po stronie wydatków majątkowych nie został wykonany. I to nie został wykonany znacząco – punktował Wiesław Smoczyński, wiceprzewodniczący rady powiatu (PiS). Przedstawiciel opozycji kwestionował też duże wydatki na administrację (radny nawiązał do 50-procentowego udziału kosztów administracji w dochodach własnych powiatu, które w skali całego budżetu wynoszą około 20 proc. – red.), oraz częste, wnoszone w ciągu roku poprawki do budżetu. Jego wzrostu upatrując nie działaniach zarządu, lecz w stymulującym gospodarczo sąsiedztwie stolicy. – My jesteśmy w obszarze Warszawy i to położenie decyduje, że wszędzie wokół niej budżety rosną, bo muszą rosnąć, gdyż obrzeżą Warszawy, w kontekście dużej metropolii, szybko się rozwijają.
Stosunkowo długą tyradę wiceprzewodniczącego rady jako pierwszy ocenił członek zarządu powiatu. – O ile zarzuty dotyczące tego, że określona pozycja wydatkowa czy dochodowa jest wykonana na odpowiednim poziomie, są uwagami jak najbardziej trafnymi, nad którymi warto jest się zastanowić, o tyle pytania, dlaczego w określonej pozycji w planie były przewidziane takie, a nie inne środki, jest pytaniem, które z punktu widzenia oceny sprawozdania są pytaniami niemającymi znaczenia – mówił Grzegorz Kubalski, członek zarządu powiatu. Radni PiS-u odebrali to wystąpienie jako próbę kneblowania opozycji. – Ja, kontynuując nazewnictwo pana przewodniczącego, to dydaktyczne wystąpienie traktuję trochę jak mówienie nam: nie odzywajcie się. My będziemy się odzywali i będziemy mówić w każdym momencie, który uznamy za stosowny – zapowiedział Piotr Płaciszewski. Jak powiedzieli, tak zrobili. Do listy zastrzeżeń wobec budżetu opozycyjni samorządowcy dołożyli jeszcze rosnący udział w budżecie środków zewnętrznych. Ich zdaniem najlepiej inwestować za swoje. – Chciałbym się nie zgodzić z tym, że inwestycje powinniśmy wykonywać w większości z własnych środków. Właśnie wzrastający procent środków zewnętrznych świadczy o skuteczności zarządu, który umie je pozyskać – twierdził Zbigniew Garbaczewski (PO).
Koniec końców, obie strony wystrzelały się z amunicji i nastąpiło głosowanie. Wtedy jeszcze raz potwierdziło się, że w polityce o zwycięstwie nie decyduje siła argumentów lecz arytmetyka. Absolutorium dla starosty i zarządu poparło 17 radnych. Sześcioosobowa opozycja, co także jest znamienne, tylko wstrzymała się od głosu.