W trakcie kolejnej odsłony tegorocznego Legionowskiego Festiwalu Muzyki Kameralnej i Organowej melomani mogli posłuchać czwórki wykonawców. Tym razem razem nie zagrali wprawdzie ani razu, ale pozostało to bez wpływu na poziom niedzielnego koncertu w kościele pw. Świętego Ducha.
Najpierw życie w imponujący kościelny instrument tchnęła Maria Terlecka. Gra na organach to w jej przypadku tradycja rodzinna. – Babcia z dziadkiem byli organistami. Rodzice byli bardzo muzykalni: mama grała na fortepianie, a tatuś na skrzypcach. Rodzeństwo, czyli bracia, też grali, tak więc nie wzięło się to znikąd – śmieje się Maria Terlecka. Szybko wyszło na jaw, że po swych przodkach przejęła ona nie tylko miłość do muzyki, ale i talent. Od czasu ukończenia warszawskiej Akademii Muzycznej regularnie koncertuje w kraju i za granicą. Zyskując, co nie zawsze chadza w parze, wielkie uznanie krytyków oraz publiczności. Ale jeśli organy się naprawdę kocha…
– Do niedawna mówiono, że to instrument jak gdyby martwy. Naszym zadaniem jest jego pobudzenie, pokazanie jego barw. To z kolei wiąże się ze stylowością gry, bo każda epoka miała coś dla siebie charakterystycznego. I po tym chyba należy oceniać organistę. Nie mówiąc już oczywiście o muzykalności czy biegłości technicznej – uważa Maria Terlecka. Piąty festiwalowy koncert rozpoczął się wykonaniem organowej wersji słynnej pieśni „Bogurodzica”. Później dzięki wszechstronnemu legionowskiemu instrumentowi artystka przeniosła słuchaczy do epoki baroku oraz francuskiego romantyzmu.
W niedzielę cenionej organistce partnerowało trzech dżentelmenów tworzących Krakowskie Trio Stroikowe. Kilkanaście lat temu postanowili oni wykorzystać olbrzymi potencjał tkwiący w oboju, fagocie i klarnecie. – W dziewiętnastym wieku te instrumenty były bardzo modernizowane. Przechodziły wtedy tak olbrzymią metamorfozę, że na początku dwudziestego wieku osiągnęły one pewnego rodzaju doskonałość – mówi Marek Mleczko, oboista i pomysłodawca Krakowskiego Tria Stroikowego, działającego przy kameralnej orkiestrze Capella Cracoviensis. To z kolei zaowocowało obfitością świetnych utworów pisanych na stroikowy tercet. W legionowskiej świątyni zabrzmiały cztery z nich. Zabrzmiały, warto dodać, przepięknie. – Klimat wnętrza kościoła wymusza pewnego rodzaju specyfikę repertuarową. Jan Sebastian Bach pasuje tu wręcz idealnie. Wybraliśmy też Dialogue z Suity na trio stroikowe Aleksandra Tansmana. Jest bardzo nastrojowe i kontemplacyjne – dodaje oboista. Krakowscy muzycy zagrali dzieło Bacha pisane pierwotnie na organy. I za jednym zamachem potwierdzili geniusz kompozytora oraz swój doceniany przez publiczność profesjonalizm. – Po koncertach często przychodzą do nas ludzie i wyrażają swój entuzjazm, często zaskoczeni, że na dęte instrumenty mogą być tak ładnie napisane utwory – mówi Marek Mleczko. Nic dodać, nic ująć. Kto był, ten to po prostu usłyszał.