W żargonie naukowym jest to podstawowy materialny element dziedziczenia, najmniejszy odcinek chromosomu, jednostka mutacji i łańcuch kwasu DNA – takie 4 w 1. Po przełożeniu na język ogólnoludzki: maluśkie cósik, które każdy z nas przez całe życie w sobie nosi i co sprawia, że jesteśmy jacy jesteśmy – od kształtu śledziony do, powiedzmy, opinii na temat powabu łydek posłanki Grodzkiej. Wypisz, wymaluj – gen.
Pierwsza z wersji brzmi groźnie, a i ciut niezrozumiale. Toć „podstawowy materialny element dziedziczenia” kojarzy się głównie ze spadkiem, zaś za mutanta, do tego spętanego jakimś dennym łańcuchem, też mało kto chciałby uchodzić. Uciec się od tego jednak nie da. I tak jak niepowtarzalne mamy odciski palców czy aromat porannego wyziewu z paszczy, tak i jedyna w swoim rodzaju jest nasza genetyczna mapa. Sęk w tym, że jeszcze do niedawna opisywała ona teren, po którym nawet właściciel poruszał się równie sprawnie, co facet w sklepie z damskimi gaciami. Do niedawna.
Amerykańscy (jakżeby inaczej) GENiusze zaczęli kilka lat temu kusić ludzkość perspektywą dokopania się do samego dna własnego DNA. Wystarczy tylko wykwintnie splunąć do specjalnej fiolki, dołączyć do flegmy tysiąc baksów i poczekać kilka tygodni, aż w kopercie dotrze do nas to niepowtarzalne C.V. – opis własnego genomu. Niby fajnie, bo nie dość, że dzięki niemu można sprawdzić skłonności do zapadania na różne choróbska, to jeszcze da się z grubsza określić swój potencjał intelektualny, a nawet wytłumaczyć, dlaczego od urodzenia nie lubimy, a wręcz nie cierpimy brukselki. Wszystko jak na dłoni, voila! Po bliższym przyjrzeniu się ofercie wychodzi mimo wszystko na jaw, że genetyczna ściągawka nie jest – jak chcieliby niektórzy – dokładną rozpiską typu: „w wieku 63 lat twoja prostata będzie wielkości arbuza”. Zawarte w niej wskazówki wskazówkami są tylko i niczym więcej. Może i cennymi, ale czy niezbędnymi do komfortowego funkcjonowania? Wątpię.
W całej tej naszej egzystencji, jakakolwiek by ona nie była, fajna jest zawarta w niej tajemnica. To ona daje nam parcie na życie i siłę do ciągłego odkrywania go na nowo. Co więc pozostanie, gdy wszystko odkryjemy wcześniej? Gen? Nie, coś innego, ale też na „g”…