Objechać pół kraju eleganckim autem – zawsze jest miło. Projekt niemal jak z Italii, cieszy oko. To jakby nowa jakość z nieco wyższej półki. SSANGYONG TIVOLI – w każdym miejscu gdzie pojawiliśmy się wokół auta gromadzili się miłośnicy motoryzacji pytający o markę i model. Niektórzy widzieli w nim nową nieznaną SKODĘ, inni kolejne wcielenie SUZUKI Swifta. Odpowiadaliśmy, że to Ssang Yong – „taki ładny?” – słyszeliśmy najczęściej te słowa.
Nasi rozmówcy mieli rację, Tivoli to ładne na zewnątrz i wewnątrz auto, zrywające z tradycyjnym postrzeganiem tej mało jeszcze znanej koreańskiej marki.
Okazji do tych rozmów było bardzo wiele. W pewne jesienne popołudnie wyjechaliśmy z Warszawy by Autostradą Wolności pojechać do Pabianic. Nasze Tivoli wyposażone w benzynowy silnik o pojemności 1,6 litra 115 KM dawało sobie świetnie radę. Automatyczna 6-przełożeniowa skrzynia biegów wbrew pozorom nie „zamulała” i oszczędzała nasze siły. Zespół napędowy konstrukcja zawieszenia, a przede wszystkim wygoda i ergonomia wnętrza spowodowały, iż ten ponad 100-kilometrowy odcinek przejechaliśmy praktycznie bez zmęczenia. Dodatkowo dobre wrażenie pozostawiły na nas światła pojazdu, które nie tylko wystarczająco oświetlały drogę i pobocze, ale dzięki automatycznej zmianie z mijania na drogowe wyręczały kierowcę w tej niby prozaicznej czynności.
W podróży ważne jest, by nasz bagaż nie tylko zmieścił się do samochodu, ale i był właściwie ułożony. Niewielki bagażnik wchłonął zarówno rzeczy osobiste jak i dziennikarski sprzęt, ale przeszkadzała nam wysoka krawędź załadunku.
Tak dojechaliśmy do Pabianic, do pięknego i atrakcyjnego hotelu Fabryka Wełny, który wraz z przyległymi budynkami wygląda jak łódzka Manufaktura. Stąd następnego dnia w samo południe wyruszyliśmy w o wiele dłuższą drogę, bo naszym celem był Gródek nad Dunajcem. Przed „naszym” Tivoli czekała więc znowu autostrada, ale także kręte drogi w okolicach Nowego Sącza. Pani aura zadbała by towarzyszące nam warunki pogodowe były zmienne jak nastrój prawdziwej kobiety. Tivoli świetnie sobie dawał radę na śliskiej i mokrej nawierzchni, a także na suchych, podkręcanych zakrętach przypominających nam trasy odcinków specjalnych. Najważniejsze jednak było to, że nasze nie najnowsze już kręgosłupy wytrzymały tę trasę bez jakiegokolwiek uszczerbku. Uszczerbek owy nie miał także nic wspólnego z naszymi portfelami, gdyż silnik okazał się niezwykle wstrzemięźliwy w spożyciu bezołowiowej. Wspomnieliśmy o prawie OS-owych trasach i tu kolejne pozytywne zaskoczenie, bo Tivoli bez problemu wchodził i wychodził z trudnych nawet sekwencji zakrętów.
W Gródku nad Zalewem Rożnowskim powitała nas deszczowa i wietrzna pogoda oraz gościnny, elegancki, nowy Hotel Heron z pięknymi widokami na zalew i okoliczne góry. W tych warunkach koreańskie auto było wdzięcznym modelem w sesji zdjęciowej.
Wieczorem samochód udał się na zasłużony odpoczynek do wygodnego garażu, by następnego dnia pojechać wraz z nami do stolicy. W ramach uatrakcyjnienia podróży postanowiliśmy popływać – nie żeby od razu samochodem, ale promem przez Wisłę w towarzystwie sympatycznej załogi MERCEDESA Klasy A. A potem już tylko kilkaset kilometrów i na warszawskiej Pradze Południe zakończyliśmy tę niezwykle ciekawą wyprawę.
W pamięci zostały nam piękne krajobrazy, wiele przygód i pozytywne wrażenia jakie pozostawił nam sympatyczny SSANGYONG TIVOLI.
Tekst i zdjęcia; Mirosław Wdzięczkowski i Grzegorz Traczewski