Choć same działaczki twierdzą inaczej, ruch feministyczny jest nad Wisłą i w okolicach tak potrzebny jak facetowi miseczka D. Na jego własnej klacie, oczywiście. Z równą zasadnością deptanie im po sutannach mogą u nas obkładać klątwami zawodowi pasterze owieczek. Owszem, coś tam popiskują panie aktywistki o niższych zarobkach i świńsko – szowinistycznej nagonce na kiecki, ale w wielu przypadkach dyskryminacja musiała im się pomerdać z adoracją. Panowie, apeluję, miłościwie im wybaczmy, gdyż nie wiedzą, co czynią. Ba, pójdźmy dalej i spełnijmy ich każdy, słuszny czy bzdurny postulat! A później z babami zamieńmy się rolami. Wyobrażacie sobie, bracia po męskości, ten luzik? Raczej nie, pozwólcie więc, że was oświecę.
Weźmy takie randki. Z mety nastałby dla nas kres obłapiania wzrokiem każdej powabniejszej niewiasty albo picowania z myślą o podrywie siebie i swego anonsu w sieci. Co byśmy teraz robili, mając ochotę w nowym zespole badawczym analizować dzielące obie płcie różnice? Nic. Czekalibyśmy tylko, aż zaczepi nas godny bliższego poznania obiekt. Rzecz jasna, nie od razu dalibyśmy mu cynk, że się nada. Najpierw kilka razy łaskawie przyjęlibyśmy zaproszenie do kina na jakąś krwistą jatkę, później na takiegoż, zmiękczonego piwem steka i dopiero wtedy – może – pozwolilibyśmy odprowadzić się do chaty. Czasem, w dowód zaufania dla szczerych intencji naszej fanki, dyktując jej numer telefonu. Trzeba się, chłopaki, szanować.
Zrzucenie z (i tak od lat iluzorycznego) piedestału męskiej dominacji byłoby dla panów korzystne również w sferze zawodowej. I co z tego, że kobiety zarabiałyby więcej? Więcej by też wydawały. Serwisując nam przykładowo wozidełka tudzież buląc za turnus smażenia w Hurghadzie. Byle tylko za często nie bolała nas głowa. Po przejęciu społecznych sterów niewiasty przestałyby nam ją też wreszcie zawracać z powodu cieknącej spłuczki lub innej dziury w ścianie. Co więcej, zerwane z zawodowej uwięzi i głodne robienia kariery, rzuciłyby się na łaknące ich fachowości profesje górnika, hydraulika lub szewca. Jeśli już koniecznie musielibyśmy gdzieś tyrać, moglibyśmy w sekretariacie szefowej odbierać telefony. I uronić czasem łzę ewentualnie strzelić focha z powodu klepnięcia po tyłku i seksistowskich uwag w stylu: ”Heniu, obłędnie wyglądasz w tych opiętych dżinsach!”. Cóż, upokorzenia trzeba umieć znosić. W końcu jednak wykluliby się zapewne jacyś samconiści, walczący o powtórne zaprzęgnięcie w kierat. Durnie. Po pierwsze, większość delektujących się urokami swej słabości facetów by ich olała, po drugie zaś, kobiety prędko zatłukłyby ich językami.
Więc jak, panowie: władza w ręce pań? Początek już nawet zrobiono. Najpierw daliśmy sobie doKopacz, a teraz Szydło wyszło z worka, pardon, z Jarka. Baba wodzem, chłopom lżej, czyli drogie damy, damy radę!