Generalnie rzecz piorąc, większość kampanijnych obietnic czas skutecznie wywabia z pamięci elektoratu. Niczym markowy proszek plamy na gaciach. Większość, ale nie wszystkie. I później jeden z drugim wyborca – dowodząc że nie znają się na żartach – oczekują od „swoich” polityków realizacji tego, co tamci zapowiadali. Czują się przeto biedni posłowie czy ministrowie jak słynny szatniarz z „Misia”, stojący przed odzieżowym problemem typu „uprze się cham i weź mu daj!”. I coś tam w końcu dać muszą.
Najlepiej korzystając z pieniędzy, które obywatele wpłacą wcześniej do budżetu. Oczywiście nie za sprawą nagłego porywu hojności, lecz smagani podatkowym batem. Jednym z fajnych słówek, zgrabnie maskujących fiskalny ucisk, jest „akcyza”. Kiedy naród masowo korzysta z jakiegoś dobra i przestać za bardzo nie może, państwowy łupieżca używa tego zmyślnego instrumentu, aby zagrać konsumentom na nerwach. Zwłaszcza gdy produkcja towaru jest tania, zaś cena rynkowa spora, dzięki czemu klient „kupuje” głównie akcyzę. A paliwo czy gorzałkę przy okazji.
Jest jeszcze jedno, bodaj najsprytniejsze uzasadnienie powyższego haraczu: rząd stosuje go w celu ograniczenia spożycia smakołyków czyniących życie tyleż piękniejszym, co krótszym. Ze szlugami i napojami dla dorosłych na czele. Chroni nas – taki, kuźwa, szlachetny! Ten nowy, miłościwie nam szydłujący, również. Mądry przenikliwymi obserwacjami abstynentów z Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, dostrzegł (znaną raptem od kilkudziesięciu wieków) popularność alkoholu wśród młodzieży. I ponoć zamierza go jej finansowo obrzydzić. Strapionych konsumentów pocieszycielki wódeczki od razu śpieszę uspokoić – mogą pić spokojnie, gdyż w niej akcyzy już i tak jest dużo więcej niż procentów. Gorzej z miłośnikami lżejszych trunków, czyli piwa, a przede wszystkim płynu ze sfermentowanych winogron. Jeśli użyty zostanie plan zohydzania owych używek, za butelkę pienistej radochy przyjdzie wybulić około zeta więcej, natomiast do flaszki wina konieczne będzie dorzucenie piątaka. Ku chwale trzeźwości, ma się rozumieć! Owszem, dzięki temu inny piątak, tyle że w miliardach złociszy, wpadnie do państwowej kasy. Ale co tam, jakoś sobie nasza władza z ich wydaniem poradzi. Nie ona pierwsza i nie ostatnia akurat w tym względzie wykazuje podziwu godną wirtuozerię.
Czy taka podwyżka ma profilaktyczny sens? Jasne, że nie. Jeśli młody człowiek zapragnie, by świat mu zawirował, to dopnie swego. Kosztem rodziców, oskubanych sklepikarzy albo jakości i pochodzenia trunku. Od strony ekonomicznej także lipa, bo powyżej pewnej granicy cenowej spada popyt, więc mimo wzrostu akcyzy, przynosi ona mniej dochodu. Co nawiasem pisząc, poprzednie ekipy już ćwiczyły. I przećwiczą znowu, chyba że rodacy wykażą się patriotyzmem i do pełnych frazesów gęb polityków dorzucą pełne szkło. Bo z pustego to i Salomon nie pochleje.