– Myślę, że decyzją o „cofnięciu” sześciolatków do przedszkoli parlament i rządzący zaskoczyli wszystkie samorządy w kraju. I żaden z nich w ciągu paru miesięcy nie był w stanie wybudować nowego przedszkola, nawet kontenerowego, aby zapewnić odpowiednią liczbą miejsc dla dzieci, które potrzebują opieki – uważa zastępca prezydenta miasta Piotr Zadrożny. I wraz z podwładnymi głowi się, jak ten problem rozwiązać w Legionowie.
Znowelizowana ustawa o systemie oświaty zniosła obowiązek szkolny dla sześciolatków. To oznacza, że od września do pierwszych klas muszą pójść tylko dzieci siedmioletnie. Rodzice ich młodszych o rok kolegów mieli natomiast do podjęcia trudną decyzję. – Postanowiliśmy dać rodzicom wolny wybór. To oni zdecydują o tym, czy dziecko sześcioletnie zostanie w przedszkolu, czy pójdzie do szkolnej zerówki, czy też rozpocznie naukę w klasie pierwszej – mówi Piotr Zadrożny.
Edukacja z przynętą
W podsuniętej im przez ratusz ankiecie chęć wysłania dziecka do szkoły lub zerówki wyraziło 30 proc. rodziców sześciolatków. Kończąca się właśnie rekrutacja potwierdza, że większość z nich raczej pozostanie w przedszkolach. – Z takiej możliwości skorzystało w naszym przedszkolu 32 rodziców. Kolejnych 20 zdecydowało się na edukację dzieci w oddziałach przedszkolnych przy szkołach podstawowych. Niektórzy rodzice skorzystali również z prawa posłania sześcioletniego dziecka do klasy pierwszej – informuje Dorota Stankiewicz, dyr. Przedszkola Miejskiego nr 7 w Legionowie.
Na marginesie warto wspomnieć, że chcąc sprawić, by rodzice częściej kierowali dzieci do pierwszej klasy lub szkolnego oddziału przedszkolnego, wiele gmin w całym kraju zaproponowało im „korzyści materialne”. Wśród najbardziej wartościowych znalazły się między innymi tablety oraz pokrycie kosztów szkolnej wyprawki dla pierwszaka. W Legionowie podążono inną, mniej kosztowną drogą. Wahający się rodzice mogli wziąć udział w szkolnych dniach otwartych, czekały też na nich broszury informacyjne. Przekonać miała ich również szeroka oferta zajęć pozalekcyjnych, w jakich mogłyby uczestniczyć przyszłe pierwszaki. Czy i na ile ta strategia okazała się skuteczna, urzędnicy ocenią zapewne wtedy, gdy opadnie już kurz wywołany przez ostatnią rekrutację.
Kosztowne alternatywy
Już teraz wiadomo jednak, że nie jest najlepiej. W konsekwencji decyzji rządu liczba miejsc dla trzy-, cztero- i pięcioletnich miejskich przedszkolaków stopniała do około 160. A to, jak na Legionowo, zbyt mało. – Jeżeli chodzi o pięcio- i czteroletnie dzieci naszych mieszkańców, musimy przyjąć wszystkie, które się zgłoszą. Natomiast jeżeli chodzi o trzylatki, to jest pewna grupa, która jest wyróżniona przez ustawodawcę. Mam tu na myśli na przykład dzieci niepełnosprawne lub wychowywane przez samotne matki. Dla tej grupy również muszą znaleźć się miejsca w placówkach oświatowych – mówi zastępca prezydenta.
Póki co wiele wskazuje na to, że może ich zabraknąć. Dlatego ratusz już zapowiada podjęcie działań zmierzających do poprawy sytuacji. Rozważane jest nawet finansowanie przez gminę pobytu dzieci w przedszkolach niepublicznych. Ale najpierw urzędnicy przyjrzą się tkwiącym w gminnych placówkach rezerwom. – Ustawa wyraźnie mówi, jaka jest wielkość grupy przedszkolnej i nie można ich w nieskończoność dogęszczać. W związku z tym mówimy raczej o utworzeniu nowych grup przedszkolnych w placówkach, w których są jeszcze jakieś zasoby, jeżeli chodzi o pomieszczenia, które dotychczas były wykorzystywane w innym celu, a można by tam umieścić grupę przedszkolną – dodaje Zadrożny.
Bez względu na rozwój sytuacji, przez oświatową rewolucję samorządy z pewnością dostaną po kieszeni. Centralna dotacja na przedszkolaka wzrosła tylko o kilka złotych i nadal jest czterokrotnie niższa od subwencji otrzymywana za ucznia. Ich mniejsza liczba plus konieczność większych wydatków na przedszkola uszczupli miejski budżet o co najmniej trzy miliony złotych.