Stara to prawda, że dobrych piosenek czas się nie ima. Z ich wykonawcami bywa natomiast różnie. O czym w piątek mogli się przekonać także legionowianie. Jak głosił afisz, do sali widowiskowej ratusza zjechali bowiem Giganci Polskiej Sceny. I rzeczywiście, nie było w tym ani słowa przesady.
– Mam tutaj zaszczyt zapowiadać Andrzeja Rosiewicza – wielkiego, wspaniałego artystę estradowego, i Bogdana Łazukę, czyli dwóch autentycznych gigantów sceny. Legendy polskiej sceny, które co ciekawe, bardzo rzadko występują razem. Tak więc, bez żadnego cukrowania, jestem zaszczycony – mówił w obecności pierwszego z wymienionych artystów Filip Borowski, który tego wieczoru zajął się konferansjerką i zabawianiem publiczności. – Twoja wypowiedź była tak miła, że nie chciałem ci przerywać. Natomiast a propos Bogdana Łazuki, który oprócz talentu cieszy się też dobrym zdrowiem, kiedy powiedziałem mu, że występowałem już w Legionowie, odrzekł: „Taaak?”, zdziwiony, że nie została po tym jakaś tablica pamiątkowa – w swoim stylu wtrącił Andrzej Rosiewicz. Kto wie, może pojawi się ona teraz? Bo podobne wydarzenia aż proszą się o uwiecznienie. W przeciwieństwie do przebojów, których i tak nikt nigdy nie zapomni. A zabrzmiało ich w piątek co najmniej kilkanaście. – Te piosenki już tak weszły w krew wielu pokoleń Polaków, że do końca będą przez wszystkich śpiewane – uważa Filip Borowski.
Oczywiście rodzimych evergreenów najlepiej słucha się w wykonaniu oryginalnych wykonawców. Fakt, czasem nieco nadszarpniętych zębem czasu, ale wciąż w znakomitej formie. – Niektórzy rodzą się jako, brutalnie mówiąc, zwierzę estradowe. Tak jak żubr świetnie się czuje na polanie, tak ja czuję się świetnie na scenie. I podobnie jest chyba z Bogdanem Łazuką – uważa Andrzej Rosiewicz. – To jest nasza nie tylko praca, ale wręcz pasja, radość i miłość. Dopóki publiczność kocha Andrzeja Rosiewicza i Bogdana Łazukę, a kocha bardzo, to po prostu będziemy występować do końca naszego żywota. Jestem tego pewien – dodaje Filip Borowski. Wygląda więc na to, że bohaterowie piątkowego koncertu będą na scenie emerytami stanowczo zostać nie chcą. Tylko pozazdrościć i… brać z nich przykład.