W niedzielę ruszyła dwunasta edycja Legionowskiego Festiwalu Muzyki Kameralnej i Organowej. Za klawiaturą instrumentu w kościele pw. Świętego Ducha zasiadł sam pomysłodawca i główny organizator imprezy. Ale to nie on, jak skromnie przyznaje, lecz Aleksander Florea grał tego dnia pierwsze skrzypce. A właściwie… wiolonczelę.
Instrumentalistę otwierającego pierwszy festiwalowy koncert Jan Bokszczanin zaanonsował następująco: – Wybrałem jednego z najlepszych wiolonczelistów na świecie. Jako dyrygent prowadził on też i prowadzi wiele orkiestr – w Niemczech, Francji, Czechach, Hiszpanii, Meksyku i w Rumunii, skąd pochodzi. Pokładanych w nim nadziei główny dyrygent Państwowej Orkiestry Republiki Mołdawii nie zawiódł. Wykonując m.in. fragmenty suit Johanna Sebastiana Bacha, odsłonił przed publicznością różne twarze swego instrumentu, który w języku angielskim nosi równie przyjemną jak jego brzmienie nazwę cello. Sam szef Festiwalu postawił w niedzielę przede wszystkim na dzieła Antonio Vivaldiego oraz Johannesa Brahmsa. Ich stonowany charakter doskonale kontrastował z wirtuozowskimi popisami rumuńskiego mistrza smyczka i batuty.
Podczas tegorocznego Legionowskiego Festiwalu Muzyki Kameralnej i Organowej melomanów czeka jeszcze pięć koncertów. A właściwie wędrówek do różnych, często bardzo od siebie odległych muzycznych światów. Wspólnym mianownikiem ma być jak zwykle atrakcyjny, poparty kunsztem wykonawców repertuar. – Zdecydowałem się na dwa recitale organowe w wykonaniu wybitnych włoskich organistów, ale będą też akcenty nieorganowe, jak na przykład występ najwybitniejszego armeńskiego chóru, który jest wizytówką tego kraju. Koncert będzie poświęcony stuleciu rocznicy dokonanej w Armenii przez Turków rzezi chrześcijan. Myślę, że będzie on bardzo wzruszający. Ale zaprosiłem też takie gwiazdy jak Kaja Danczowska, jak Zuzanna Elster, która zagra na harfie. W tym roku trochę rozszerzyliśmy ofertę w sensie miejsca, ponieważ będzie też pierwszy koncert odbywający się poza parafią Świętego Ducha – mówi Jan Bokszczanin.
Wedle jego słów, znakiem rozpoznawczym bieżącej edycji cyklu jest stylistyczna różnorodność. Czego zresztą niedzielny koncert był świetnym przykładem. Oby tylko w kolejnych tygodniach zechciała się o tym przekonać większa liczba miłośników dobrej, choć nie zawsze łatwo wpadającej w ucho muzyki.