Masz już wszystkie?
Od kilku tygodni wszędzie słyszy się tylko o pokemonach. W internecie, wiadomościach, nawet w naszej gazecie pojawiło się już kilka artykułów z nimi związanymi. Ale co to tak właściwie jest i skąd tyle szumu o to?
Większość na pewno wie, że w oryginale pokemony to animowany serial skierowany dla dzieci, w którym trójka przyjaciół (trenerów) przemierza świat w poszukiwaniu tytułowych stworków. Łapią je w tzw. pokebolle, trenują a następnie biorą udział w walkach. Coś na wzór walk tresowanych kogutów, tyle, że pokemony mają różne właściwości i 'supermoce’. Są pokemony wodne, lądowe, powietrzne, ogniste, nocne i wiele wiele innych, na czele z najbardziej znanym Pikatchu.
Serial cieszył się ogromną popularnością u ludzi w różnym wieku, a ze względu na wiele sezonów serii znają je nawet najmłodsi. A wiadomo, że jak coś jest popularne, to nie kończy się tylko na jednym medium (co doskonale pokazuje uniwersum gwiezdnych wojen). Zaraz powstają gadżety, gazety, filmy i gry. I właśnie o grach tu mowa. O pokemonach powstało ich mnóstwo na wielu platformach, ale żadna z nich nie odniosła tyle sukcesu co, wydawałoby się, ta ostatnia, niewinna aplikacja na smartfony.
Dlaczego? Bo tym razem możemy poczuć się jak prawdziwy trener pokemonów i tak jak główny bohater serialu, chodzić po świecie i ich szukać. Ale nie po wirtualnym świecie. Pokemony są dosłownie wśród nas, a żeby je złapać trzeba wyjść z domu i ich szukać. Mamy tutaj do czynienia z wirtualną rzeczywistością. Na ekranie telefonu oprócz standardowego widoku z aparatu, może nam w każdej chwili wyskoczyć taki stwór, a my musimy go złapać. W zależności od jego mocy, są one w różnych odległościach do nas, a zasięg poszukiwań to aż 10 km. To dlatego teraz wszyscy chodzą po mieście wpatrzeni w ekrany telefonów, wciąż wskazując na coś ręką z wypiekami na twarzy.
Po „złapaniu ich wszystkich” możemy je ulepszać, hodować ich jajka (a żeby to zrobić również trzeba przejść pewną trasę) i wyruszać na arenę, aby walczyć. Oczywiście żeby to zrobić, także trzeba iść w wyznaczone miejsce i tam spotkać się z innym trenerem pokemonów. Wychodzi na to, że oprócz zmuszania graczy do ruchu, aplikacja wymaga także prawdziwych spotkań z innymi osobami.
W końcu rodzice nie muszą zmuszać swoich pociech do wychodzenia z domu, bo same nie chcą w nim dłużej zostać. Co ciekawe gra porwała nie tylko dzieci, bo trafiła także, a może nawet i z większą siłą, do pokoleń 30- i 40-latków.
Jak się okazuje grę tę wielu osób wykorzystuje już jako dobry sposób na zarobienie kilku groszy. Pokemony można też bowiem spotkać w wielu sklepach czy punktach gastronomicznych. Przedsiębiorczy właściciele wpadli na pomysł, że aby stwora złapać, najpierw trzeba coś u nich kupić. Niektórzy też rzucają lury, czyli płatną przynętę na pokemony, dzięki której w jednym miejscu zbierają się wszystkie stwory z okolicy. Dzięki temu w restauracjach są tłumy.
Gra ma wiele plusów, ale jak się okazuje, jest też sporo minusów. Doszło już bowiem do kilku wypadków. Nieuważni gracze, wpatrzeni tylko w ekran smartfona wpadają pod samochody, spadają z mostów czy jadąc samochodem potrafią zatrzymać się na środku autostrady, bo na drodze stoi Charizard, powodując w ten sposób karambol. Nie jest to jednak wina samej aplikacji, a nierozwagi i czasem głupoty graczy. Dlatego trzeba pamiętać aby we wszystkim mieć umiar, bo to przecież wciąż tylko gra.