Do grona geniuszy, których odkrycia zmieniały losy świata, dołączył właśnie pewien brytol. Powiedzmy, chce dołączyć. Bo tak jak wielu błyskotliwych poprzedników, ma pod górkę i zanim jego wynalazek trafi w ręce konsumentów, może chłopina zawisnąć na nekrologu. A szkoda byłoby stracić okazję do opijania sukcesu, gdyż stworzył on… napój wyskokowy. Oczywiście nie jakąś tam byle czyściochę lub piwsko, lecz alkosynt, czyli alkohol nad alkohole – po jego spożyciu brak kaca! Wedle obietnic pana Davida, choćby na imprezce pękła masa flaszek, łeb żadnemu konsumentowi pękać nie będzie. Nawet jeśli wcześniej po takich ekscesach miewał on ochotę włożyć go pod katowski topór. Toż to osiągnięcie dorównujące skonstruowaniu koła!
Owego cudownego trunku – jest on też bowiem obojętny dla mózgu, serca i wątroby – są ponoć dwa rodzaje: jeden gorzki, drugi zaś właściwie bez smaku. Dzięki owym właściwościom mają one pasować do większości drinków. A jeśli ktoś zażyczy sobie wersję czystą – tys piknie. No dobrze, zapyta znający życie człowiek, a gdzie w tym napoju tkwi haczyk? Otóż w mocy: nie sposób się tym płynem sponiewierać. Owszem, powoduje typowe dla swych naturalnych braci, trwające kilka godzin wesołość, rozluźnienie oraz euforię, lecz o tradycyjnej słowiańskiej zwałce można zapomnieć. Co zwłaszcza dla osobników topiących w alkoholu smutki może być trudne do łyknięcia.
Jak łatwo zgadnąć, alkosynt chłodno przyjęli producenci tradycyjnych destylatów, wspierani przez firmy produkujące piguły łagodzące przejście z upojenia w trzeźwość. A ponieważ mają oni wpływowych znajomych, pod wpływem nowej gorzałki klientela znajdzie się najwcześniej za jakieś 35 lat. Co najmniej. Mając w pamięci ich profesjonalizm w utajnianiu kłopotliwych dlań akt z ostatniej wojenki, możemy tu wyspiarzom zaufać.