Uwaga, mężowie, jeszcze nigdy uniknięcie obowiązków małżeńskich nie było tak łatwe! Wszystko dzięki zainicjowanej przez (idę o zakład, że samotne) białogłowy akcji pod hasłem „Nie czytasz? Nie idę z Tobą do łóżka”. O ile jej uczestniczki będą konsekwentne, wystarczy zatem, bracia po zaroście, olać wszelką lekturę, by cieszyć się życiem wolnym od poziomej aktywności fizycznej. Super. Dziewczyny, jesteśmy z wami! Gdybyście jeszcze tylko doprecyzowały kwestię wybieranych przez waszych partnerów pozycji. Tych wydawniczych, oczywiście. Czy kluczyk do przywdzianych przez damy pasów cnoty ich rycerze dostaną dopiero po przebrnięciu przez literackie mielizny „Ulissesa”, czy może wystarczy, gdy od deski do deski – chociaż „desek” tam jak na lekarstwo – przeczytają cały numerek „Playboya”? To ważne, bo o ile w drugim przypadku ponowne oddanie do użytku ślubnej alkowy mogłoby wam pójść migiem, obstając przy pierwszej wersji, warsztat śmiało wynoście na strych – już nie będzie potrzebny.
Wygląda więc na to, że umęczone Matki Polki rychło zrzucą ze swych barków (o niższych partiach ciała nie wspominając) rozbuchanych samców, którzy przecież wciąż myślą tylko o jednym. I nie będą już, czcigodne samarytanki, musiały się dla nich poświęcać, za jedyną zapłatę mając poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Wreszcie! Może się jednak zdarzyć, że część kobiet akcję koleżanek zbojkotuje: bądź to z powodu osobistej awersji do czytelnictwa, bądź ze względu na niekorzystny bilans płynących z odstawienia chłopa zysków i strat. Ich sprawa. Muszą być tylko gotowe na męski kontratak. Ponoć dowódcy opatrzyli go kryptonimem „Nie zmywasz, nie pójdę na imieniny do twojej mamusi”. Jak przekonują, z tym zawołaniem na ustach szturmem zdobędą nawet najmocniej ufortyfikowane twierdze. A ich obrończynie, zamiast białą flagą, szybko zaczną machać prześcieradłem.