Na przełomie października i listopada na portalu społecznościowym ukazał się alarmujący post o działalności jednego z gospodarstw rolnych, znajdującego się na terenie Wieliszewa. Wstrząsający wpis, do którego dołączono zdjęcia, wyraźnie wskazywał na to, że konie przetrzymywane są w tym miejscu w okropnych warunkach i prawdopodobnie czekają na rzeź. Sprawą, z zarządzenia wójta Pawła Kownackiego, zajęli się: Powiatowy Lekarz Weterynarii, Referat Ochrony Środowiska w Wieliszewie, a także policja.
„Stajnia jest na polu, z dala od drogi, w miejscu całkowicie niewidocznym. Przypomina normalne gospodarstwo. Ale to, co dzieje się w środku, normalne nie jest. Ciemno. Wszędzie kraty. Pajęczyny. Smród. A za kratami konie. Niektóre wystraszone, bojące się ręki człowieka. Inne z nadzieją w oczach, chętnie nadstawiały głowy do głaskania. Wszystkie były wychudzone, brudne. Było ich ponad 30, po dwa w boksie. Bardzo dużo koników polskich i źrebaków. Jeden kucyk był uwiązany w boksie na sznurku o długości 60 cm” – tak jedno z wieliszewskich gospodarstw rolnych (jako stajnia prawnie ono nie figuruje) przedstawiła na Facebooku wielbicielka koni, która przypadkowo odwiedziła to miejsce.
Gmina kontroluje
Wpis miłośniczki koni wywołał burzę. Na informację błyskawicznie zareagował wójt Wieliszewa Paweł Kownacki, który zarządził w tym miejscu kontrolę. Odbyła się ona 3 listopada. – W trakcie kontroli ustalono, że w budynku znajduje się 19 sztuk koni w różnym wieku, różnej płci i rasy. Ponadto stwierdzono, że w budynku dla wszystkich przebywających tam zwierząt są spełnione warunki dotyczące systemu utrzymania oraz powierzchni boksów, w których zwierzęta przebywają. W ramach zaleceń pokontrolnych zobowiązano osoby odpowiedzialne za gospodarstwo do częstszego usuwania odchodów z boksów, w których przebywają konie, częstszego ich czyszczenia oraz usunięcia z pomieszczeń przeznaczonych na paszę wszystkich przedmiotów niezwiązanych z zadawaniem paszy. Ponadto w przypadku jednego konia, u którego wystąpiło podejrzenie zapalenia górnych dróg oddechowych, zalecono niezwłoczną wizytę lekarza weterynarii. Termin wykonanie tych zaleceń (poza niezwłoczną wizytą lekarza weterynarii w przypadku konia, u którego wystąpiło podejrzenie zapalenia górnych dróg oddechowych) wynosi siedem dni – informuje naszą redakcję Agnieszka Mitjans z Referatu Ochrony Środowiska i Rolnictwa Urzędu Gminy Wieliszew.
Gdzie reszta koni?
Jak to możliwe, że jeszcze 31 października było tam ponad 30 koni, a 3 listopada już tylko 19? – Z tego co wiem, w nocy po ukazaniu się mojego postu właściciel wywiózł cześć koni i zostawił 19, które były w dobrym stanie – tłumaczy naszej redakcji autorka wpisu. Podobnie twierdzi Scarlett Szyłogalis z fundacji Tara, która również przygląda się tej sprawie. Jak mówi w rozmowie z Miejscową na Weekend, właściciel stajni to znany od lat handlarz. Sprzedaż koni na rzeź nie jest w naszym kraju zabroniona, ale inną sprawą jest to, w jakich warunkach się ona odbywa. – Walczymy o to, aby to zmienić. Póki jednak nie ma takiego zakazu, musimy pilnować tego, by konie żyły w dobrostanie – mówi Scarlett Szyłogalis.
10 listopada przeprowadzono kolejną kontrolę, w trakcie której ustalono, że wszystkie zalecenia zostały wykonane w wyznaczonym terminie. Pozostaje jednak pytanie, gdzie podziała się reszta koni i co się z nimi stało? Postanowiliśmy skontaktować się w tej sprawie z Powiatowym Lekarzem Weterynarii. – Wójt wystosował zapytanie do Związku Hodowców Koni dotyczące liczby zwierząt zarejestrowanych. Każde zwierzę musi mieć wydany paszport, być zarejestrowane. Jeżeli ten pan hodował konie na rzeź, to muszą być one zarejestrowane – odpowiada Leszczyński. Jednak jak twierdzą osoby działające na rzecz zwierząt, wcale tak nie musi być. – Takie osoby często sprzedają konie nielegalnie, na czarnym rynku. A te kontrole to jedna wielka fikcja. Jak można się umawiać na nie? Kontrola ma sens, jeśli jest przeprowadzana z zaskoczenia – mówi osoba, która od lat walczy o prawa zwierząt. I rzeczywiście, Powiatowy Lekarz Weterynarii Jacek Leszczyński na pytanie, czy właściciel stajni został powiadomiony o kontroli, odpowiedział twierdząco. Leszczyński, podobnie jak Agnieszka Mitjans z Referatu Ochrony Środowiska, podkreślał, że to nie koniec: – Zgłosiliśmy już tę sprawę na policję.
Nie ma na niego mocnych?
– To dzieje się już od lat i nie ma mocnych na tego człowieka. Teraz będzie zachowywał się wzorowo, bo wie, że ma na głowie wszystkie służby, ale później i tak wróci do tego, co robił poprzednio. Poza tym zwracałam wiele razy uwagę Powiatowemu Lekarzowi Weterynarii, że ten lekarz od niego, który przeprowadzał kontrolę, jest z innej epoki. Wie pani, o co chodzi, taki, co dla niego pies to ma być na łańcuchu i koniec. A ten właściciel na tym zarabia grube pieniądze, więc nie przestanie tego robić. Skoro nie ma zakazu hodowli koni na rzeź, to nic mu nie można zrobić. Możemy tylko walczyć o lepszy byt tych zwierząt, ale oni mają układy – mówi anonimowa działaczka.
Pomóżmy koniom!
Prezes Fundacji Tara jest większą optymistką i prosi wszystkich ludzi, którym nie jest obojętny los zwierząt, o pomoc. – Jestem przekonana, że uda nam się w końcu doprowadzić do tego, by sprzedaż koni na rzeź była prawnie zakazana. Nasi prawnicy opracowali projekt nowelizacji ustawy o ochronie praw zwierząt, którą będziemy chcieli zgłosić do Sejmu. Trzeba tylko zmobilizować ludzi, aby poparli tę inicjatywę. Potrzebujemy poparcia społecznego. Te zwierzęta cierpią okropne katusze. U B Ó J – w języku polskim to zabijanie zwierząt rzeźnych dla celów spożywczych i przemysłowych przez ich wykrwawianie. Oznacza to dystanazję, czyli złą śmierć, przedwczesną, następującą w boleściach – informuje Szyłogalis. Tara chce, aby konie uznane przez służby weterynaryjne za niesprawne ze względu na utratę zdrowia w okresie zatrudnienia u hodowców – nie podlegały ubojowi, lecz uśmierceniu przez eutanazję. Walczy także o zakaz wywozu z terytorium Rzeczypospolitej Polskiej koni niesprawnych, który ma na celu dokonanie ich uboju dla potrzeb konsumpcyjnych ludzi i zwierząt mięsożernych, a także dokonywania na koniach niesprawnych wszelkiego rodzaju zabiegów.
Inicjatywę nowelizacji ustawy można poprzeć, podpisując oświadczenie pod apelem, który znajduje się na stronie http://fundacjatara.info/. – Pomóżmy im, one nie mają adwokatów i są bezbronne! – apeluje Scarlett Szyłogalis.
Katarzyna Gębal
fot. arch. pryw.