Mieliśmy mieć w Polsce drugą Japonię, no i mamy! Prawie. Jeno wieszcząc narodowi gospodarcze prosperity, nasz elektryzujący Lechu pomylił ojczyznę pokemonów z innym skośnookim krajem, ciut większym i ludniejszym. No więc, owszem, dogoniliśmy, ale Chiny. Przynajmniej, na co wskazują wyniki dokonywanych przez bezduszne maszyny pomiarów, w dziedzinie zastępowania powietrza smogiem. Przy czym u Azjatów dołożył w tym temacie do pieca gardzący ekologią przemysł, a u nas sprawy we własne ręce wzięli obywatele. I przy pomocy pieców właśnie w trymiga pokazali żółtym, jak nad Wisłą rozkręca się zadymę.
Choć problemu zasadniczo nie widać, jest poważny. Każdy, kto w weekend zaliczył spacer po miejscach przykrytych szaroburą czapą – np. przemierzając Legionowo – szybko poczuł, że coś tu śmierdzi. Wiem, co piszę. Gdym po takiej godzinnej w sumie przebieżce wrócił do wielkopłytowej klatki, waniałem jakby przez ten czas wędzono mnie nad ogniskiem. A i tak, w porównaniu choćby z krakusami, użytkownicy Mazowsza mogą być uznawani za szczęściarzy. Pod Wawelem zwykłe oddychanie urasta do rangi heroicznego czynu, na który decyduje się albo ktoś bardzo odważny, albo po prostu głupi. Dla ich płuc to zresztą bez różnicy.
Przed palącym słońcem lub kwaśnym deszczem człowiek jakoś się obroni, przy odrobinie determinacji da też odpór toksycznemu żarciu. Niestety, wciąganie powietrza stało się dla ludzi tak wciągające, że nie znalazł się dotąd bodaj ani jeden, co z tego zrezygnował. W Polsce, krainie często ściekiem i smogiem cuchnącej, także. Wzorem każdego szkodliwego nałogu, ten również swe ofiary prędzej czy później wykończy. Bo ich palącym czym popadnie dilerom do zmiany zwyczajów nie pylno. Jeśli ich towar ma kiedyś zniknąć, ktoś musi zrobić wokół niego większy dym.