Odkąd świat oplotła internetowa pajęczyna, dla przestępców umiejących ruszyć głową nastały czasy zawodowej hossy. Nie wychodząc z domu, bez trudu mogą zdobywać pieniądze, do jakich inni często dochodzą latami. Tą właśnie drogą na skróty podążył w ubiegłym roku pewien legionowski haker. Teraz chyba żałuje, bo zaprowadziła go ona wprost przed oblicze Temidy.
Internet, jak wiadomo, nie zna granic. Pędzącym w sieci bitom nie straszne są też nawet największe odległości. Dlatego bohater tej powiastki zasadził się pewnego dnia na Bogu ducha winnego rolnika ze wsi Burbiszki pod Sejnami. Czemu akurat na niego? Wstępne ustalenia wskazują, że w grę mogła wchodzić robota na zlecenie. Tak czy owak strzał był celny, gdyż ów farmer posiadał właśnie na koncie pokaźną sumę złociszy, które wpadły mu z tytułu unijnych dopłat oraz dzięki jego mlekodajnym krowom. Długo się tą forsą jednak nie nacieszył. Właśnie za sprawą sprytnego legionowskiego informatyka, oficjalnie bez pracy, który w połowie ubiegłego roku owe pieniądze – prawie 35 tys. zł – miał szybciutko przelać na własne konto. A następnie przekazać, również przy użyciu komputera, swemu mocodawcy. Tego wątku, co intrygujące, prokuratura postanowiła wszakże nie badać.
Jeśli chodzi o internetowego rabusia, przyznał się do winy i wkrótce ma stanąć przed sądem w Sejnach. Czy poszkodowanemu mieszkańcowi Burbiszek poprawi to humor, trudno powiedzieć. Ale raczej nie, bo jego bank od odpowiedzialności za oczyszczone przez złodzieja konto w trymiga się odciął. Wspaniałomyślnie zaoferował za to klientowi… pożyczkę. A to oznacza, że pechowy rolnik – bez względu na to, czy ją weźmie – będzie musiał wydoić wiele krów, zanim zrekompensuje sobie straty po tym, jak wydojono jego.