Już dawno od tak niewielu nie zależało tak wiele. A zarazem nic. Chodzi oczywiście o spektakl, w którym legionowianie zagrają za kilka dni przed krajową publicznością. Pytanie tylko, jak liczną gromadą stawią się na scenie? Jeśli szansę dania głosu w temacie otoczenia stolicy gminnym wianuszkiem oleją, sensu robienia referendum trudno będzie bronić nawet jego animatorom. – Lud ma to w nosie – skomentują ową klapę rządowi decydenci, po czym z marszu zdobędą Warszawę i pogonią Hankę z ratusza. Przy bardzo niskiej frekwencji straci też sens głębsza analiza wrzuconych do urn papierków. Wspomną o nich tylko ci, którym miejski elektorat akurat zrobi dobrze. Lecz i oni zapewne niezbyt głośno.
Jeżeli jednak do statystowania w przedstawieniu pod roboczym, lansowanym przez organizatorów tytułem „Nic o nas bez nas” mieszkańcy podejdą serio i hurtem zabłysną w obiektywach kamer, ich wyrażoną krzyżykami opinię zignorować będzie trudniej. Jasne, w zależności od rozkładu głosów, jedni orzekną, że chodzi o mało znaczący sondaż dokonany wśród grupki obywateli Mazowsza, drudzy z kolei wypchają sobie usta treściami o jego randze tudzież reprezentatywności. I z tego punktu widzenia respondenci mogą się czuć potraktowani cokolwiek instrumentalnie, niczym gitary, których struny politycy zwaśnionych opcji będą ciągnęli każdy w swoją stronę. Ale mimo to warto się odpowiednio nastroić i w niedzielę zagrać na nosach pesymistom wieszczącym schyłek obywatelskiej aktywności. Nawet gdy ten lokalny koncercik teraz władza puści mimo uszu, za jakiś czas i tak przy urnach wystąpi cały naród. Poświećmy mu więc przykładem. Niech wie, że legionowianie nie gęsi, nie kaczy, lecz swój język mają!