Kilka tygodni temu opublikowaliśmy, z przymrużeniem redakcyjnego oka, „sprostowanie” naszych ulubionych kolegów po fachu. Obiecaliśmy odnieść się do jego merytorycznej zawartości, ale w ferworze walki o niepodległość miasta ciągle nie było na to czasu. Teraz już wiemy, że mieszkańcy wygrali z Prawem i Sprawiedliwością, dlatego postanowiliśmy wrócić do tematu.
O co chodziło? O umorzoną przez prokuraturę sprawę, szeroko opisywaną przez „Mazowieckie To i Owo”. Redaktor naczelny pisma twierdzi, że nikt z redakcji ani dziennikarzy nie złożył zażalenia na decyzję prokuratora w sprawie sprzedaży działki przy ul. Parkowej. Z dokumentów, do jakich dotarliśmy w prokuraturze, wynika jednoznacznie, że zażalenie złożył… wydawca gazety Paweł Kozera.
Wstydzą się własnej gazety?
Dlaczego właściciel i wydawca gazety wypiera się jakichkolwiek powiązań z redakcją? Czy może to redakcja nie chce przyznać się do swojego chlebodawcy?
Co ciekawe, nie jest to jedyny przykład, kiedy koledzy z redakcji przy miejskim rynku coś kręcą. Nie tak dawno pochwalili się, że dziennikarz gazety otrzymał zaszczytną nagrodę za kolejny wymyślony artykuł. Tym razem o zakupie lokalu (znowu zapominając, że CBA i Urząd Skarbowy wyjaśniły wiele spraw oraz ignorując sprostowania). Jak już pisaliśmy, autor nagrody nie odebrał, zrobił to w jego imieniu redaktor naczelny. I tu ponownie pojawia się pytanie – dlaczego? Przecież to według nich ważny tekst, nagrody nie kupili (sprawdziliśmy), a jury – zapewne nieświadome, że „afera” została wymyślona przez redakcję – nagrodę w dobrej wierze przyznało. I taki zonk, redaktor Krawczyk się nie pojawił!
Naczelny się wypiera
Od dawna ptaszki na mieście ćwierkały, że dwóch panów z To i Owo występuje pod kilkoma pseudonimami w gazecie i jeszcze większą ich liczbą w internecie. Słynny jest już wpis na oficjalnym fanpage’u gazety, z oficjalnego jej konta, obrażający pracownice legionowskiego urzędu. Czyżby wpadka, o jaką łatwo przy takiej liczbie fałszywych tożsamości? Otóż tak!
Karol Krawczyk to nikt inny, jak redaktor naczelny Maciej Lerman. Dlaczego naczelny gazety wstydzi się podpisać swoim nazwiskiem? Nie wiemy. Ale gazeta, która krytykuje innych, bezczelnie sugerując że nasi autorzy mogą być powiązani np. z urzędami, sama stosuje takie chwyty. Dobra rada, panie Lerman – jak już pan udaje kogoś innego, to niech pan się trzyma tej historii, bo sam się pan podłożył. Z litości nie powiemy, jak i gdzie.
IgZ